Choć Rafał Zawierucha miał pojawić się gościnnie w kilku scenach najnowszej produkcji Tarantino jako Roman Polański, być może zostanie pominięty. Przyczyną jest fakt, że zarówno sam reżyser, jak i producenci oraz montażyści będą chcieli wyciąć z filmu niepotrzebne sceny, aby zapewnić lepszy odbiór filmu. "Zobaczymy niedługo. Zawsze i wszędzie będę podkreślał, że zaproszenie przez Quentina było dla mnie wielkim zaszczytem. Ta historia bardzo mnie zmieniła" - komentuje aktor.
"Once Upon a Time in Hollywood" to najnowszy film Quentina Tarantino, który opowie o serii morderstw dokonanych przez sektę Charlesa Mansona. Jednym z wątków ma być rzeź dokonana w willi Romana Polańskiego, w wyniku której 9 sierpnia 1969 roku zginęła ciężarna żona reżysera Sharon Tate oraz czworo jej znajomych (w tym Wojciech Frykowski).
Wiemy już, że w obsadzie znaleźli się m.in. Leonardo DiCaprio i Brad Pitt, a w ubiegłym roku ujawniono również, kto wcieli się w Romana Polańskiego - tą osobą miał być polski aktor Rafał Zawierucha.
31-letni artysta ma za sobą kreacje w takich filmach jak m.in. "Bogowie" czy "Jack Strong". Zawierucha współpracuje również z kilkoma warszawskimi teatrami.
Tymczasem teraz okazuje się, że Zawierucha choć miał pojawić się gościnnie w kilku scenach, być może zostanie pominięty. Przyczyną jest fakt, że zarówno sam reżyser, jak i producenci oraz montażyści będą chcieli wyciąć z filmu niepotrzebne sceny, aby zapewnić lepszy odbiór filmu.
Sprawę skomentował aktor w rozmowie z "Faktem":
"Zobaczymy niedługo. Zawsze i wszędzie będę podkreślał, że zaproszenie przez Quentina było dla mnie wielkim zaszczytem. Ta historia bardzo mnie zmieniła. Po pierwsze mogłem przyglądać się największym gwiazdom przy pracy, a po drugie, na prywatnym gruncie, spotkałem się z legendami filmu. To była ważna lekcja".
"Once Upon a Time in Hollywood" trafi na ekrany kin 26 lipca 2019 roku i będzie dziewiątym pełnometrażowym tytułem w filmografii Tarantino.