Jak przywódca młodych rolników ocenia fakt, że Tusk jako przedstawicieli rolników, z którymi rozmawia, wystawia dinozaury z przeszłością w PZPR?
- Pan Serafin na pewno nie reprezentuje rolników i na pewno nie reprezentują nas izby rolnicze, które w większości są upolitycznione i są tam działacze PSL-u. Mieliśmy też śmieszną sytuację, gdy wiceminister Kołodziejczak postanowił negocjować ze swoim kolegą, który pracuje w ministerstwie (śmiech). Te protesty organizują oddolnie rolnicy, a nie jakieś organizacje, partie. I tylko rozmowa z prawdziwymi rolnikami może dać jakiś efekt.
Jak mówi, polityka koalicji 13 grudnia jest zaprzeczeniem wolności:
- Chcemy wolności, żeby można było jeść schabowego, a nie tylko robaki. Jeśli ktoś chce jeść robaki, to niech sobie je, ja nikomu tego nie zabraniam, ale mi nikt nie będzie zabraniał schabowego
Boiński tak tłumaczy, dlaczego władza nienawidzi gospodarstw rodzinnych:
- Bezpieczeństwo żywnościowe, polską zdrową żywność, zapewnią tylko rodzinne gospodarstwa. Żadna inna forma rolnictwa w Polsce tego nie zapewni. Zacząłem pracować w gospodarstwie jako dziecko, jestem przywiązany do ziemi i do Ojczyzny. Nikt tego nie czuje tak, jak rolnik. Teraz mamy wiosnę, jesteśmy przed zasiewami i czujemy zapach tej ziemi. Ktoś jak ma firmę i mu się przestaje ona opłacać, to ją zamyka. My nie. Trwamy cały czas przy swojej ziemi, bo to kochamy. To jest nasze przywiązanie do ojczyzny, do narodu, do wiary. Rolnik jak spotka rolnika na polu, to jeszcze mówi „Szczęść Boże”. W mieście tego się nie usłyszy.
Jak te protesty mają się do tych z czasów rządów PiS, w tym tych przeciwko „piątce dla zwierząt”?
- Sam byłem wtedy w Warszawie. Po tym proteście pokojowym, gdzie policja nas nie pałowała, nie gazowała, minister musiał podać się do dymisji, a cała piątka dla zwierząt poszła do kosza. Za czasów Prawa i Sprawiedliwości my, rolnicy, mieliśmy spokój przede wszystkim. Chyba wszyscy byli spokojni, że nikt nie trafi do więzienia bez powodu. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej.