To nie potrącenie motocyklisty po spożyciu alkoholu i próba ucieczki z miejsca kolizji, ale "pisowska prokuratura" jest największym problemem dla Jerzego Stuhra. Znany aktor wrócił pamięcią do wydarzeń z października 2022 roku. I - mimo wyrazów ubolewania, złożonych na profilu syna Macieja - uważa, że krakowskie wydarzenia to błahostka.
Przypomnijmy, że Jerzy Stuhr w procesie w Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Krowodrzy został kilka miesięcy temu uznany za winnego spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. W centrum Krakowa jesienią 2022 r. prowadził pojazd w stanie po spożyciu alkoholu i "otarł" swoim samochodem motocyklistę. Na szczęście ofierze drogowej kolizji nic się nie stało, ale gdyby nie to, że na motorze poszkodowany popędził za aktorem, ten prawdopodobnie uniknąłby odpowiedzialności. Sąd przyjął za dobrą monetę niekaralność i wyrazy ubolewania Stuhra - w ostatecznym wyroku nakazał mu zapłatę 12 tys. złotych grzywny i 6 tys. na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
- Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu - przekazał celebryta na profilu syna, Macieja. - Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji - dodawał.
To wszystko już nieaktualne, bo ze skruchy Stuhra po kolizji nie zostało nic. Aktor zwyczajnie czuje się... niewinny.
- Bolało mnie, że byłem opluwany w gazetach, przedstawiany jako wyklęty, a przecież nikomu nic nie zrobiłem. Na szczęście przyjaciele stanęli na wysokości zadania. Spotkałem się z dużą życzliwością obcych ludzi, którzy pisali do mnie i wspierali
- Czuję się niewinny, skończyło się na kolizji. Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty. Oczywiście denerwują mnie pomówienia i stosunek prokuratury do mojej osoby, która proponowała coraz wyższe kary i chciała mnie zjeść. Pan Ziobro ścigał pół roku. Powiedzieli, że będą to robić do końca, a ja się zastanawiam: po co? To wręcz filmowa sytuacja, ale chciałbym, żeby już się skończyła - kontynuował, odpowiadając na pytanie, czy czuje się niewinny.
- Nie chcę już o tym rozmawiać. Tak jak mówiłem, okazało się, że wszystko to była jakaś kompletna błahostka. Nikomu nic poważnego się nie stało - zarzeka się Stuhr.
Drugiego wywiadu, równie kuriozalnego, słynny aktor udzielił onetowskiej "Plejadzie". Tam też wyznał, że za jego problemy z prawem odpowiadają prokuratorzy i minister Zbigniew Ziobro, co nie spotkało się z reakcją dziennikarza.
- Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty. Oczywiście denerwują mnie pomówienia i stosunek prokuratury do mojej osoby, która proponowała coraz wyższe kary i chciała mnie zjeść. Pan Ziobro ścigał pół roku
Być może ten fragment rozmowy z "Plejadą" kryje odpowiedź, dlaczego odtwórca kultowych ról z "Seksmisji", "Deja vu" czy "Killera" postanowił przerwać milczenie. - W Wydawnictwie Literackim z końcem listopada wyjdą moje pamiętniki, w których odniosę się do tego oficjalnie. Tragedia zacznie się w dniu, w którym straciłem prawo jazdy - zapowiedział.