Tuż po południu stołeczni strażnicy zostali wezwani na ulice Andersena, gdzie stał samochód, z którego wydobywało się wyraźnie miauczenie kota. Funkcjonariusze natychmiast sprawdzili wnętrze samochodu, ale nigdzie nie mogli odnaleźć zagubionego i przerażonego zwierzaka.
Doszli do wniosku, że pewnie kot utknął pod maską auta i sam nie potrafi się uwolnić z pułapki. Wezwano właściciela, który otworzył auto. Po otworzeniu maski oczom zebranych ukazał się wystraszony, biało-czarny mruczek, wciśnięty w trudno dostępne miejsce.
Jak zaznaczył Jerzy Jabraszko ze Straży Miejskiej, "maluch jest prawdopodobnie kotem wolnożyjącym, ale po tej przygodzie jego tymczasowym domem stało się schronisko na Paluchu".