GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Lisiewicz: Szacunek ludzi frytkownicy, czyli gdyby młody Peja był jak Mata

Gdyby młody Peja był Matą, to w jakiś rok po sukcesie utworu „Szacunek ludzi ulicy” zostałby milionerem nagrywając dla McDonalda reklamę „Szacunek ludzi frytkownicy”. Zaś zamiast do zagród zaganiać pod koniec owego kawałka wieśniaków, WieśMaca by im polecał jako lekarstwo na ból duszy. I jeszcze przerobiłby kawałek „Peja, rap i ludzie” na „Peja, wrap i ludzie”, zachwalając McWrapa „z niebiańskimi sosami” – pisze w najnowszym numerze Gazety Polskiej Piotr Lisiewicz.

Fot. Archiwum Kaczmiego z Nagłego Ataku Spawacza. Rok 1996, Peja pierwszy od lewej

Historia świata zna dziesiątki rewolucjonistów, którzy jak „Komuniści z Rotondy” z wiersza Gałczyńskiego „Pod starość pełną dolarów zostaną ministrami, pić będą słodki kefir, a żuć przestaną dynamit”. Ale, do cholery, POD STAROŚĆ! Natomiast historia nie znała dotąd rewolucjonisty, który w dwa lata po ogłoszeniu rewolucyjnego manifestu, postanowił dokonać – cytując punkowy zespół „Włochaty” – „zamiany rebelii na pieniądze”. I to bez… zwycięstwa tejże rebelii, w państwie dyktatury oraz prześladowań.

Błyskotliwa „Patointeligencja”, gówniana „Patoreakcja”

Jak mogło dojść do tak bezprecedensowego przyspieszenia? Ono pojawiło się po raz pierwszy, gdy krótko po świetnym, ożywczym utworze „Patointeligencja” Mata nagrał beznadziejny, wpisujący się w nudne schematy politycznych sporów kawałek „Patoreakcja”. Choć oczywiście nagłośniony zgodnie z regułami marketingu, bo skoro tamten miał dziesiątki miliony odsłon, to kolejny, również z „Pato” w tytule, także wszyscy będą chcieli zobaczyć.

Nie kieruję się w ocenie obu tych utworów polityką. Gdyby tak było, to w konserwatywnym tygodniku powinienem skrytykować też „Patointeligencję”. Tymczasem w grudniu 2019 napisałem tu, jako weteran licznych szkolnych buntów, że Mata świetnie posługuje się ową przerysowaną formą, opisując wszystkie skandalizujące wydarzenia z czasów nauki w liceum Batorego tak, jakby owa balanga trwała non stop, na co dorośli dają się nabrać i się bulwersują. Była w „Patointeligencji” dawka autoironii, a nawet przyznania, że to, co salonowe w III RP było nudne, a ciekawe było to, co z dołów: „Nigdy nie chciałem być biały i zawsze tu chciałem być gangsta, i zawsze tu chciałem być z bloków, i zawsze tu chciałem być z getta”.

Zastrzegłem wówczas jednak: to twórczy pastisz hip-hopowej konwencji, ale jakiegoś nowego, wartościowego nurtu w rapie z tego być nie może, bo młodzież z teledysku „rozejdzie się do wyznaczonych przez rodziców elitarnych karier”. Cóż, rację miałem i nie miałem. Nie miałem w tym sensie, że nowa szkoła rapu zdobywa popularność wśród najmłodszych. Miałem zaś o tyle, że było jasne iż wiarygodność tego buntu widowiskowo zakończy swój żywot.

Jestem raper Mata, teksty pisze mi tata

Gdy krytykowałem „Patoreakcję”, nie wiedziałem tego, co wyznał później sam Mata: że tekst tego utworu konsultował z ojcem, co stało się powodem szydery z rapera w stylu „Jestem raper Mata, teksty pisze mi tata”. Zaplanowany „skandal” miały wywołać bluzgi na Jacka Kurskiego (bardziej przewidywalnego obiektu bluzgów nie można było chyba wymyślić) o treści „Jacek Kurski ch…j ci w dziąsło/Przestań mi k…o rodzinę prześladować”. Łopatologia łopatologią, ale jak wyznał Mata, z tatą konsultował on zasadność zwrotów „Sp…j” oraz wspomnianego „Ch…j ci w dziąsło” i tata powiedział mu, że są bardzo spoko.

No więc wyszło na to, że to nie 20-letni raper bluzgnął na prezesa telewizji tylko… 45-letni profesor prawa (…) To zmienia klimat utworu ze spontanicznego buntu młodego rapera w klimat bluzgów nagranych w „Sowie i przyjaciołach”. A to zupełnie nie to samo i to się, niestety, od razu słyszy.

Spontaniczna „Patointeligencja” była sztuką, schematyczna „Patoreakcja” gwałtem na sztuce w imię politycznej propagandy. A swoją drogą oczami wyobraźni ujrzałem, jak małoletni Peja oraz Fazi konsultują z prawnikiem utwór „Antyliroy”. Zostałaby by w nim chyba tylko pozytywka z początku, o ile rady adwokata nie obejmowałyby praw autorskich…

Czy „Polskie tango” napisał Tomasz Lis? Poszlaki są poważne

Nie był to gwałt jedyny. Przecież „Polskie tango” innego młodego rapera Taco Hemingwaya brzmi jak napisane przez ojca jego dziewczyny Tomasza Lisa.  No bo jak to, czemu nagle, wbrew hip-hopowej konwencji, gdzie raper nawija o swoim życiu, słyszymy słowa „myśmy byli w szoku - w sklepach tyle nowości, plastikowe zabawki, fajne nowe pornoski”. Zaraz, kto był w szoku na początku lat 90.? Taco, rocznik 1990, który urodził się Kairze i w Egipcie oraz Chinach spędzał dzieciństwo? Czy jednak napisał te słowa Lis?

W rapie powinno być o blokach no i w  „Polskim tangu” też jest o blokach, tyle że nie o „naszych” blokach, tylko jakichś paskudnych, budzących zniesmaczenie. Przecież to jest opowieść o blokach z perspektywy willi w Konstancinie: „Mówi się >>szare bloki<<? Gdzie k… szare bloki? Tutaj wszystko pstrokate - baby, typy i yorki. Purpurowe siniaki”. Nieestetyczne bloki i matki oraz babcie chłopaków z bloków jako prymitywne babska bez gustu. Naprawdę nie domyślacie się, kto to pisał?

„Hajs mnie nie zdegenerował, jedynie zła ulica i berbela żołądkowa”

Zmierzam do tego, dlaczego Mata trafił do Maca. Ano dlatego, że taka jest mentalność promotorów nowej szkoły rapu. Lis, Matczak, Wojewódzki, Hołdys et consortes wiedzą, jak działa mechanizm kreowania popowych gwiazdeczek. Natomiast „nie umieją w hip-hopy”. Szybkie wykorzystanie popularności do zarobienia kasiory jest w ich mentalności oczywiste. W imię propagandy trzeba działać błyskawicznie, dlatego o raperze Quebonafide powstał kinowy film, gdy nie skończył… 30 lat. Czyli coś jak projektowana Nagroda Nobla dla Grety Thunberg. Wysłanie Maty do Maca jest dla nich na tyle oczywiste, że nie przychodzi im do głowy, iż robiąc z rapu komercyjny syf właśnie „położyli” rewolucję, którą tak pracowicie przygotowywali.

Bo co na podobne propozycje odpowiadał młody Peja? Z braku miejsca tylko cytaty z kawałka „Być, nie mieć” Peji z Wiśniowym. „Parę hien w życiu namawiało do kurestwa/ Jak myślisz, co wybrałem, być nie mieć to moja kwestia” – zaczynał Peja. Dalej było o takich oto propozycjach: „Zagraj koncert w jego ciuchach a współpraca będzie dobra/ Tych kilku drobnych cwaniaczków, pseudo promotorów popatrz/ Kombinują jak rap sprzedać i za niego skasować/ Pod przykrywką promować, nawp…sz się do syta/ Tylko nie z mego koryta”.

Było też „nigdy nie posłucham podpowiedzi jegomościa, który z mojej muzyki będzie robił sobie hity (obciach)” oraz wypowiadane z ogniem w oczach: „Najważniejsze są pieniądze? Ale nie na mojej scenie”. Odnajdywaliśmy też opis przyczyn, dlaczego Rychu odmawia: „Zaróbmy parę groszy, wspólnie zróbmy coś fajnego/ Zawsze powiem wyp…j, jeszcze nie wiesz dlaczego? (…)  Kocham muzę nie banknot, hajs mnie nie zdegenerował/ Jedynie zła ulica i berbela żołądkowa”.

„Pieniądz też tam czekał będzie”

Naiwne rymowanki? Cóż, tak się nie robiło szybkich pieniędzy. Tak się robiło coś ważnego dla pokolenia. Co poruszało serca i dusze zwykłych rówieśników. Rewolucję? Sztukę? Młody Peja był na tyle dojrzały, że wiedział, iż nagrywając hipotetyczny „Szacunek ludzi frytkownicy” zyska górę banknotów i straci… wszystko. A jeśli dojdzie do celu powoli, to: „Gdy wreszcie już tam będziesz, pieniądz też tam czekał będzie”. Mądre to było jednak…

Dziś Mata pragnąc akceptacji starszych raperów puszcza oko, że on kiedyś słuchał Slums Atack, a Peja udaje, że mu wierzy. Młody podczepi się pod tradycję, stary przypomni się młodym. Ktoś powie, że dzisiaj Peja też „sprzedał się”, bo był w programie TVN. Tylko, że kluczowe jest tu słowo DZISIAJ. W jakieś ćwierć wieku po pojawieniu się na scenie! I po wykonaniu swojego zadania. Wiem, w czasach twardych podziałów rzadko w ten sposób się myśli, ale z mojego punktu widzenia to, że dzisiaj mamy z Peją odmienne poglądy ma trzeciorzędne znaczenie.

Pewnie piszę tak dlatego, że mam do Rycha sentyment, bo znamy się z kibicowskiego Kotła Lecha Poznań, gdzie odgrywałem niezbyt nobilitującą rolę maskotki, wydającej dziwaczne fan-ziny… Ale nie tylko dlatego: po prostu on zrobił cholernie dużo, by ludzi z dołów podnieść z beznadziei, opowiedzieć ich świat, wykrzyczeć złość, wyśmiać obłudę tych mających lepiej i patrzących na biedę z pogardą. To cholernie ich podnosiło na duchu, pozwalało walczyć, widziałem to na własne oczy. A dzisiaj? „Inny to już czas”, jak pisał Sienkiewicz. Oczywiście wolałbym, żeby Peja doceniał niezmyślone zasługi PiS dla zmniejszenia obszarów biedy w Polsce, ale akurat on nic nie musi. To zresztą już całkiem inny temat…


Cały tekst w najnowszym tygodniku Gazeta Polska, dostępnym w kioskach do wtorku.

A poniżej rozmowa Piotra Lisiewicza w „Wywiadzie z chuliganem” z Pawłem Kaczmarkiem, czyli Kaczmim z Nagłego Ataku Spawacza o początkach polskiego rapu i dissie „Antyliroy”, a także tym, dokąd polski hip-hop zmierza dziś.

 

 



Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz