Więcej osób może się zdecydować na rozstanie. Nie dogadują się, co jeszcze bardziej się uwidoczniło w czasie izolacji lub czują się samotni, choć są razem.
- przestrzega ekspert.
Z dotychczasowych badań prof. Izdebskiego wynika, że 10 proc. Polek i Polaków żyje w tzw. związkach równoległych. Naukowiec zainteresował się tym, jak po epidemii będzie wyglądała dynamika tych relacji, ponieważ - jak mówi - niektórzy dotąd wytrzymywali w dotychczasowych związkach tylko dlatego, że mieli jeszcze drugiego partnera lub partnerkę.
W kontekście rodzin specjalista zwraca uwagę na fakt, że w domu częściej przebywają nie tylko rodzice, ale także ich dzieci, co może być utrudnieniem dla życia intymnego. Pojawiają się zatem konflikty w związkach, jak i w kontaktach z dziećmi.
Jak pokazują badania, polska rodzina w ostatnich latach proces wychowania w znacznym stopniu przerzuciła na szkołę. Izolacja sprawiła, że przebywamy ze sobą dłużej, ale to nie jest przyjazny moment na wychowywanie dzieci i wprowadzanie pewnych rygorów. Z tego wynikają dodatkowe napięcia w relacjach z dziećmi. Nie można tak po prostu trzasnąć drzwiami i wyjść z domu.
- tłumaczy prof. Izdebski.
A skoro o dzieciach mowa, specjalista pytany wprost, czy należy oczekiwać, że w związku z epidemią i koniecznością pozostawania w domu można oczekiwać jakiegoś ponadprzeciętnego wzrostu dzietności – odpowiada:
Niekoniecznie, ponieważ istnieje realna obawa przed zakażeniem koronawirusem i jego skutkami, jak również przed utratą pracy. Nie wiemy też, jak Polacy radzą sobie ze środkami antykoncepcyjnymi w okresie izolacji społecznej.
- wyjaśnia prof. Izdebski.