Nic tak nie buduje wizerunku w mediach, jak celna publicystyka. Pod warunkiem, że przedstawiane w tekście tezy są... autorskie. O tym "szczególe" najwidoczniej zapomniała reżyserka Agnieszka Holland, która kilka dni temu na łamach "Gazecie Wyborczej" opublikowała tekst, w którym padają słowa łudząco podobne do tych, które wcześniej sformułował kto inny. Na reakcję autora nie trzeba było długo czekać.
Dzięki za jakiekolwiek wymienienie z nazwiska, podanie źródła, cudzysłów czy cokolwiek, bo oczywiście tego nie ma.
- napisał na Twitterze pisarz i publicysta Wojciech Engelking. Wszystko przez to, że na łamach "GW" Agnieszka Holland opublikowała tekst, którego fragment do złudzenia przypomina felieton autorstwa Engelkinga, który ukazał się wcześniej w "Kulturze Liberalnej". Sami porównajcie.
Zdjęcie pierwsze - mój tekst w @kultliberalna z początku listopada. Zdjęcie drugie - tekst Agnieszki Holland z dzisiejszej @gazeta_wyborcza. Dzięki za jakiekolwiek wymienienie z nazwiska, podanie źródła, cudzysłów czy cokolwiek, bo oczywiście tego nie ma. pic.twitter.com/PavAzyrPup
— Wojciech Engelking (@W_Engelking) 5 stycznia 2019
Tekst Engelkinga:
Tekst Holland:
Internauci oczywiście byli bezlitośni i szybko nazwali "cytat" Holland "plagiatem". Nie zabrakło też ironicznych sugestii, że pisarz młodego pokolenia niepotrzebnie nagłaśnia sprawę, podczas gdy tak naprawdę powinien czuć się "zaszczycony", że pani Agnieszka Holland zechciała powołać się na jego wnioski.
Tymczasem to nie pierwszy raz, kiedy "Wyborcza" i jej autorzy sięgają po cudze teksty, niekoniecznie podając ich źródło. Podobna sytuacja miała miejsce kilka miesięcy temu, gdy "GW" samowolnie opublikowała wywiad z jednym z ojców dominikanów, dosłownie przedrukowując go z miesięcznika "W drodze".