Od dziś w kinach można zobaczyć film w reż. Mariusza Pilisa „Historia jednej zbrodni" opowiadający o rodzinie Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci, którzy poświęcili swoje życie, próbując ratować życie dwóch żydowskich rodzin. - Dysponujemy zeznaniami świadków z procesu Józefa Kokota, niemieckiego żandarma, którego proces odbył się w latach 50. ubiegłego wieku. Najbardziej wstrząsającym zeznaniem było to o rabowaniu przez niemieckich żandarmów zamordowanych Żydów i sprawa odkopania zwłok zabitych Ulmów. Te obrazy stoją mi przed oczami do dzisiaj – mówi w rozmowie z Sylwią Krasnodębską na łamach najnowszego numeru „Gazety Polskiej” dokumentalista Mariusz Pilis, reżyser filmu „Historia jednej zbrodni”.
Pracując nad filmem „Historia jednej zbrodni” Mariusz Pilis dotarł do Grete Wielbers, córki Eilerta Diekena, który wydał rozkaz zabicia Ulmów, ukrywanych przez nich Żydów i ich dzieci. Kobieta jest przekonana, że jej ojciec „wyświadczył wiele dobrego”, i cieszyła się na perspektywę „inicjatywy jego upamiętnienia”, bo tak odebrała zainteresowanie postacią jej ojca. Widzimy w filmie, jak nieświadoma niczego córka zbrodniarza otrzymuje od reżysera i pracowników IPN stosowne dokumenty (koperty z nimi nie otworzyła przy filmowcach).
- Wiele więcej wiem o Niemcach, pozostawiając ją sam na sam z tymi dokumentami i prosząc o kontakt, o ile będzie miała taką potrzebę, niż w sytuacji, w której tkwię pod jej drzwiami polując na jej reakcję. Grete Wielbers nigdy się nie odezwała w tej sprawie. Ani ona, ani jej rodzina. Być może wstydziła się takiego kontaktu, być może nigdy nie przeczytała tych dokumentów
– przyznaje Pilis na łamach najnowszego numeru „Gazety Polskiej”.
Jak mówi rozmówca Sylwii Krasnodębskiej, kobieta mogła nic nie wiedzieć o roli swojego ojca w Łańcucie podczas II wojny światowej, zaś on sam nie ma informacji, czy zapoznała się z dokumentami z teczki.
Kilka elementów świadczy, że mogła to zrobić. Ona lub najbliższa jej rodzina. Co o tym świadczy? Zniknięcie grobu ojca Grete Wielbers z cmentarza w Esens. Mam wrażenie, że ten fakt ma związek z przekazanymi jej przez nas dokumentami dziesięć lat temu
– dodaje.
Na pytanie zaś, jak to możliwe, że córka niemieckiego policjanta, który wyjechał do Polski w czasie wojny, nie domyśliła się, iż jej ojciec mógł mordować Polaków, przytacza słowa dr Joanny Lubeckiej, jakie padają w filmie: „Zbrodniarze nie mieli specjalnej potrzeby o tym opowiadać, a rodziny – specjalnej ochoty, aby o to pytać”.
Ale z pewnością wszyscy czuli, że coś tam w tej Polsce musiało się wydarzyć, bo przecież nikt nie żyje w Niemczech w jakiejś informacyjnej próżni. Skoro masy były w to uwikłane, to interesem mas było chronienie i reglamentowanie tej wiedzy. Bo była to wiedza, która negatywnie wpływała na proces kształtowania niemieckiej współczesnej świadomości historycznej. A tym procesem kierowały niemieckie elity i służby specjalne
– mówi Pilis.
Reżyser dotarł do niepublikowanych wcześniej materiałów, przeprowadził szereg rozmów, podążył powojennym tropem odpowiedzialnych za tę zbrodnię. Odkryte fakty są szokujące. Okazuje się bowiem, że sprawcy okrutnego mordu nie ponieśli za nią kary, a żandarm, który wydał wyrok na Ulmów i przeprowadził ich egzekucję, przez lata cieszył się szacunkiem i uznaniem w Niemczech.
Dysponujemy zeznaniami świadków z procesu Józefa Kokota, niemieckiego żandarma, którego proces odbył się w latach 50. ubiegłego wieku. Ten „cyngiel” Diekena został schwytany w powojennej Czechosłowacji i skazany w procesie w Polsce. Akta sprawy zawierają kilkaset stron. To wstrząsające dokumenty. W całości. Dla potrzeb narracyjnych wybrałem jedynie wątki, które ukazują w bardzo syntetyczny sposób najważniejsze momenty tej zbrodni. Nie cytowałem wielu dokumentów z racji ich obszerności. Ale najbardziej wstrząsającym zeznaniem było to o rabowaniu przez niemieckich żandarmów zamordowanych Żydów i sprawa odkopania zwłok zabitych Ulmów. Te obrazy stoją mi przed oczami do dzisiaj
– dodał.