Reżyserka Agnieszka Holland odebrała tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Autorka "Zielonej granicy" atakującej polskie służby graniczne, w trakcie swojego przemówienia mówiła o "politycznych populistach" i o tym, co zrozumiała w 2015 roku - czyli w tym, gdy władzę w Polsce przejął PiS, a prezydentem został Andrzej Duda.
Agnieszka Holland została uhonorowana „za poszukiwanie prawdy i stawianie niewygodnych pytań, za pokazywanie w filmach wieloznaczności świata, odsłanianie skomplikowanych ludzkich relacji i emocji”. W uchwale Senatu uczelni napisano, że tytuł doktora honoris causa UMCS jest przyznany reżyserce także za „łączenie poetyki i sztuki filmowej z bezkompromisową postawą obywatelską, za odwagę mówienia pełnym głosem o sprawach trudnych, za wrażliwość na drugiego człowieka i przywracanie mu godności, za mądrość i pozostawanie w nieustannym twórczym ruchu”.
W przemówieniu Holland nawiązała do swojego ostatniego filmu, „Zielona granica”, który atakował polskie służby graniczne, jakie dzielnie stawiały czoła nielegalnym migrantom nasłanym na granicę w ramach hybrydowej operacji Putina i Łukaszenki.
Holland stwierdziła, że film "pozwolił jej dostrzec też, jak głębokie zmiany w tkance społecznej powoduje samo zjawisko migracji i propagandowa narracja wokół niego". Mówiła o... nacjonalizmie, rasizmie i faszyzmie. Według niej, "faszyzm zaczyna się wtedy, kiedy demokratyczni politycy przejmują faszystowski język i agendę".
Od dawna miałam wrażenie, że II wojna światowa nie skończyła się; ona tylko przysnęła i każdej chwili może się obudzić. Co prawda groza zbrodni Holocaustu wytworzyła przynajmniej w Europie swego rodzaju szczepionkę, którą okazała się sprawcza. Zobaczyliśmy, do czego prowadzą nacjonalizm, rasizm, budowanie potęgi na nienawiści, konstruowanie figury wroga, w której to roli można obsadzić kogokolwiek (…). Tyle że szczepionka przestała działać, a fundamenty się kruszą
Przypomnijmy, że niedawno Holland została zapytana przez reportera Republiki Michała Gwardyńskiego, czy nie wstyd jej atakować żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej. W odpowiedzi reżyserka powtarzała skandaliczne, propagandowe tezy.
- Nie wstyd mi, jeżeli polscy funkcjonariusze straży granicznej torturują niewinnych ludzi - mówiła reżyserka, twierdząc, że jest na to "mnóstwo dowodów". Później przed reporterem Republiki uciekała, mówiąc do niego:
Panie Michasiu, niech pan się ode mnie odczepi. Niech pan się nauczy, że dziennikarstwo nie polega na tym, żeby prześladować ludzi, którzy w jakiś sposób się panu nie podobają.