„Krew Boga” to najnowsze dzieło Bartosza Konopki – twórcy nominowanego do Oscara „Królika po berlińsku” i nagradzanego „Lęku wysokości”. Obraz jest osadzoną w czasach średniowiecza, lecz niepozbawioną współczesnego wymiaru refleksją na temat wiary i kościoła oraz przemocy i tolerancji. W roli głównej zobaczymy Krzysztofa Pieczyńskiego.
Wczesne średniowiecze. Na ostatnią pogańską wyspę, cudem uniknąwszy śmierci, dociera rycerz Willibrord (Krzysztof Pieczyński). Okrutnie doświadczony przez los, lecz twardo stąpający po ziemi wojownik, już dawno zginąłby, gdyby nie pomoc Bezimiennego (Karol Bernacki) – pełnego ideałów chłopaka, skrywającego przed światem prawdziwą tożsamość. Pomimo różnic w światopoglądzie i podejściu do religii, mężczyźni zostają towarzyszami podróży. Kontynuują wędrówkę połączeni wspólnym celem – chcą odnaleźć i ochrzcić ukrytą w górach osadę pogan. Chociaż chrystianizacja mieszkańców to jedyny sposób, by uchronić ich przed zbliżającą się zagładą, misję bohaterów spróbują zatrzymać kapłan pogan oraz ich wódz, Geowold. Ich działania wystawiają poglądy obcych na wielką próbę. Jednak w ostatnim bastionie „starej wiary” Willibrord i Bezimienny mogą liczyć na nieoczekiwanego sojusznika. Jest nim Prahwe – charyzmatyczna córka Geowolda. Wkrótce miłość skonfrontuje się z nienawiścią, dialog z przemocą, szaleństwo z zasadami, a wielu będzie musiało zginąć…
Pomysł na film zrodził się z kilku inspiracji. Po pierwsze z mojego odwiecznego sprzeciwu wobec bezdyskusyjnych dogmatów i autorytetów. Z potrzeby szukania dialogu, alternatyw, które mogą godzić różne pomysły na świat, a nie zaogniać konflikty. Po drugie – z fascynacji pokojowymi buntownikami, takimi jak Chrystus, Gandhi, Martin Luther King i inni. Po trzecie z mądrości, jaką niesie w sobie milczenie, poszukiwanie skupienia wewnętrznego, oddziaływanie na ludzi obecnością, a nie pustymi słowami, wszechobecnym zagadaniem, ideologią
– mówi Bartosz Konopka, reżyser.
Film "Krew Boga" trafi do kin 14 czerwca.
Warto przypomnieć, że Krzysztof Pieczyński w życiu prywatnym znany jest ze swojego zagorzałego antyklerykalizmu. W styczniu ubiegłego roku aktor na antenie Polsat News poinformował, że stał się obiektem brutalnej napaści, w związku z prezentowanymi przez niego poglądami.
Aktor podkreślił, że atak na niego był konsekwencją nietolerancji panującej w Polsce, która jest "wpisana w religię chrześcijańską".
Po krótkim czasie okazało się, że prawda o "brutalnym ataku" wyglądała nieco inaczej niż relacjonował Pieczyński. Policja potwierdziła, że faktycznie doszło do bójki, ale jej tło nie nosiło znamion jakiejkolwiek "nietolerancji"
Najprawdopodobniej Pieczyński trafił na osobę, która... wymagała pomocy medycznej. Aktor postanowił jednak nagłośnić sprawę i zrobić z siebie męczennika. Oczywiście świeckiego.
Do zdarzenia doszło ok. 10:00 u zbiegu Marszałkowskiej i Żurawiej. Sprawę wyjaśniają policjanci ze Śródmieścia. Nic nie wskazuje, aby była to sytuacja zaplanowana wcześniej. Obaj mężczyźni złożyli w jednostce Policji zawiadomienia dotyczące naruszenia nietykalności. https://t.co/EDqSBdTrgQ
— Policja Warszawa (@Policja_KSP) 17 stycznia 2018
Z kolei w jednym z wywiadów na antenie Superstacji Pieczyński przekonywał, że Jezus Chrystus jest człowiekiem - awatarem.
„Obraz Chrystusa jest tak kompletnie zafałszowany w naukach Kościoła, że ludzie nie mogą jakby zrozumieć, że takiego mistrza duchowego nie ma, jakiego stworzył ten Kościół. Dlatego ten obraz Chrystusa, który od małego gn…a, że tak powiem, przemądrza się, jest najmądrzejszym człowiekiem na świecie i cały czas sadzi jakieś niesłychane mądrości, które przynależą właśnie do bóstwa, a nie do człowieka. To jest absolutnie zafałszowany człowieka, awatara”
- mówił aktor.
Michalik: Burzę się na rządy PiS,no ale Polacy chyba chcą tych rządów Kościoła.
— Agata (@1Ragata) 29 listopada 2016
Pieczyński: Obraz Chrystusa,który od małego...
Nie dokończę. pic.twitter.com/jTgLYTsFKq