Jak nikt inny opisywał społeczno-historyczno-polityczną sytuację Polski. Wciąż przypina się mu etykietę barda Solidarności. Jednak Jacek Kaczmarski w swojej twórczości równie często sięgał po motywy uniwersalne, ponadczasowe, z bolesnym autentyzmem wyrażając lęki i oczekiwania każdego człowieka.
Kiedy wspominamy urodzonego w Warszawie 22 marca 1957 r. Jacka Kaczmarskiego, przychodzą nam na myśl głównie – używając współczesnego języka – jego hity. „Obława”, „Mury”, „Nasza klasa”, „Sen Katarzyny II”. To utwory, które osiągnęły status pozycji kultowych. Syn malarki i prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków, z wykształcenia polonista, swoją działalność sceniczną rozpoczął wraz ze Zbigniewem Łapińskim i Przemysławem Gintrowskim, z którymi stworzył program poetycki „Mury”, a następnie w 1980 r. – „Raj”. Wiele lat później spektakl muzyczny, którego motywem był dialog dobra ze złem, zainspirował artystów młodszego pokolenia. Kaczmarski napisał ponad 600 wierszy. Często w swoich tekstach dyskutował z Bogiem. Niejednokrotnie czerpał ze świata sztuki wizualnej tak, jak w przypadku kompozycji „Krzyk”, zainspirowanej obrazem E. Muncha:
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze? Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze? Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem? Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
– śpiewał w 1978 r.
Utwór „Poczekalnia” (1989 r.) to jeden z tych mniej znanych, ale jakże uniwersalnych:
„(...) Więc gdy znowu kół stukoty usłyszeliśmy i świst – W garść się wzięliśmy i dalej! – na perony! Lecz zatrzymał nas na progu już znajomy zgrzyt i pisk: – To nie wasz pociąg! – Ogłosiły megafony. Uwierzyliśmy megafonom! (...) Uderzyło w nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg (...) I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk – Zadziwieni, gdzie się życie nam podziało?! Wybiegamy na perony, lecz na torach leży rdza.
W marcu 2002 r. zdiagnozowano u poety zaawansowany nowotwór przełyku. Kaczmarski zmarł 10 kwietnia 2004 r.