„Dwór nad Narwią”, tekst wybitnego poety Rymkiewicza, to mordercze zapasy przeszłości z teraźniejszością. Pełne błyskotliwego humoru opowieści o upiorach, którym śni się życie. Jednak ignorantem jest ten, kto sprowadzi tekst do prostej puenty. A taką próbę podjął warszawski Teatr Ateneum.
Nieco zdewastowany dwór nad Narwią kupuje młode, pełne aspiracji małżeństwo. Gdy odkrywają, że dom jest zamieszkany przez upiory, szukają rozwiązania. Przegonienie istot nieżywych nic nie daje, a próba dojścia do porozumienia z nimi przyniesie więcej strat niż zysków. Upiory wymagają szacunku do siebie, przypisują sobie wielkie zasługi, uważają, że to im należy się dwór. W końcu wysysają krew swoim żyjącym następcom. „Odkąd umarła, stała się nieznośna” – słyszymy o hrabinie. Demony przeszłości to jednak nie tylko konkretni przodkowie znani z imienia i nazwiska. To nie tylko atrybuty przeszłości. To też wyrzuty sumienia, zatajone zbrodnie z naszym udziałem, grzechy myślą, uczynkiem i zaniedbaniem. Coś, od czego nie ma ucieczki. Jest za to flirt ze złem. Próba dogadania się z mordercą. Negocjacje z diabłem.
Gdy Jarosław Marek Rymkiewicz, autor „Dworu nad Narwią”, stawiał trudne pytania o to, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość, reżyser spektaklu warszawskiego Teatru Ateneum Artur Tyszkiewicz zapowiedział, że jego spektakl to rodzaj manifestu przeciwko „budowaniu muzeów, w których szukamy naszej dumy”. Czyli upiory przeszłości, które u Rymkiewicza stanowią całe spektrum nie tylko historycznych uwarunkowań, lecz także występków z naszej przeszłości, tu mają posłużyć do rozprawienia się z ideą polityki historycznej. I co z tego, że spektakl świetnie się ogląda, że znakomita obsada, scenografia i muzyka wprowadzają nas we wciągający swym niepokojem klimat, skoro twórcy idą może i pięknym szlakiem, ale na skróty.
Uwaga: Więcej na temat spektaklu w najnowszej "Gazecie Polskiej". Od dziś w kioskach!