Czego tu nie ma! Dobre duszki z lasu, zły pan z Niemiec i wielki futrzany królik. „Ciemno, prawie noc” to thriller w konwencji baśni, który tak bardzo straszy, że aż śmieszy. Lub na odwrót.
Wałbrzychem wstrząsa seria tajemniczych zaginięć dzieci. Reporterka Alicja Tabor (Magdalena Cielecka) przyjeżdża do miasta i rozpoczyna dziennikarskie śledztwo. A ponieważ sama pochodzi z tego miasta, zatrzymuje się w swoIm rodzinnym, opuszczonym domu. A jak to bywa z opuszczonymi domami, kryje on jakąś mroczną tajemnicę. Próbując zwalczyć demony przeszłości, kobieta trafia na trop porywacza dzieci.
Opowieść osadzona jest w brutalnej rzeczywistości patologicznych rodzin. Każdy tu ma na sumieniu cięż-kie grzechy, a domowa przemoc odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Sceny znęcania się nad dziećmi podawane są tu bez znieczulenia, ale jednocześnie film prowadzony jest w konwencji baśni. Świat nierealny miesza się z tragiczną rzeczywistością.
Twórcy bawią się w teatr lalek. Postaci grane przez znakomitych Marcina Dorocińskiego i Jerzego Trelę są trochę pełnokrwiste, a trochę marionetkowe. A „Ciemno, prawie noc” to trochę horror, a trochę żart. To daje niby trochę zabawy, ale jednocześnie sprawia, że zło, o którym film ma opowiadać, jest finalnie zbanalizowane.