Akcja werbunkowa do Armii Ochotniczej doprowadziła w bardzo krótkim czasie do dużego odzewu ze strony społeczeństwa polskiego. Na apel Rady Obrony Państwa, podpisany przez Józefa Piłsudskiego:
Niech na wołanie Polski nie zabraknie żadnego z jej wiernych i prawych synów, co wzorem ojców i dziadów pokotem położą wroga u stóp Rzeczypospolitej. Wszystko dla zwycięstwa! Do broni!
odpowiadały wszystkie środowiska i stany. Tworzyły się punkty werbunkowe, mnożyły przykłady ofiarności. W ciągu kilku dni Polska stała się innym krajem. Ucichły partyjne kłótnie i spory, ustały strajki. W szeregi Armii Ochotniczej wstąpiło ponad 100 tysięcy osób, w tym 30 tysięcy mieszkańców Warszawy.
Prezes IPN dr Jarosław Szarek napisał we wstępie do książki „Ostatnia bije godzina… Armia Ochotnicza gen. Józefa Hallera w 1920 roku” Janusza Odziemkowskiego
Triumf pod Warszawą w wojnie z bolszewikami latem 1920 r. został poprzedzony zwycięstwem w walce toczonej w głębi kraju, na „froncie wewnętrznym” – między prywatą, egoizmem, tchórzostwem a wiernością Niepodległej, poczuciem obowiązku, odwagą. Wojnę prowadzi się bowiem na dwóch frontach: zewnętrznym i wewnętrznym. Nie można jej wygrać, gdy ten pierwszy bije się samotnie, a drugi nie istnieje. Tak było do początku lipca 1920 r., kiedy wreszcie ruszył front wewnętrzny i szalę wojny przeważyli ludzie gotowi dla Ojczyzny poświęcić więcej niż „dwie krople krwi i dwa grosze”. Odsunęli oni na margines tych, którzy „sprawę wiekuistą, jaką jest Polska, mierzyli spadkiem lub zwyżką waluty”.