Od początku okupacji Warszawa była uznawana przez Niemców za centrum polskiego oporu. Generalny Gubernator Hans Frank w grudniu 1943 r. zapisał w swoim dzienniku „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi wszystko zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.
Rozkaz Adolfa Hitlera o nakazujący zrównanie miasta z ziemią został doprecyzowany przez Reichsfuhrera SS Heinricha Himmlera:
każdego mieszkańca należy zabić (w tym również kobiety i dzieci), nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.
Wykonanie tego zadania zlecono SS-Obergruppenfuhrerowi i generałowi policji Erichowi von dem Bach-Zelewskiemu, któremu podporządkowano oddziały Wehrmachtu, SS i policji. 4 sierpnia wieczorem do Warszawy dotarły nowe siły niemieckie przeznaczone do stłumienia powstania. Było to 1700 żołnierzy kolaboracyjnej formacji RONA, batalion pułku SS „Dirlewanger”, bataliony SS i Wehrmachtu przysłane z Poznania oraz 608. pułk piechoty płk. Schmidta i batalion słuchaczy szkoły oficerskiej w Poznaniu. Siły te uzupełniało kilka kompanii niemieckiej policji zebranych z różnych miast Kraju Warty. Dowództwo objął gen. mjr policji Heinz Reinefarth – pisze Maciej Żuczkowski z Biura Badań Historycznych IPN.
SS-Gruppenführer Reinefarth wraz z żołnierzami 3 Pułku Kozaków
Rano 5 sierpnia Niemcy nacierali w kierunku centrum Warszawy, głównie wzdłuż ulic Wolskiej i Górczewskiej. Rozpoczęto masakrę ludności cywilnej na Woli. Początkowo mordowano w mieszkaniach, piwnicach, na podwórzach kamienic i na ulicach. Podpalano domy, a uciekających ludzi zabijano seriami karabinów maszynowych. Po południu taktykę zmieniono. Spędzono wszystkich do kilku wyselekcjonowanych miejsc i tam dokonywano rzezi.
Największe masowe egzekucje miały miejsce: w pobliżu hal warsztatów kolejowych przy ul. Moczydło (według różnych szacunków zamordowano tam od około 4,5 do nawet 12 tys. osób), na cmentarzu prawosławnym (kilkaset osób), w parku Sowińskiego (około 1,5 tys. osób), w Fabryce Obić i Papierów Kolorowych Józefa Franaszka (pomiędzy 4 a 6 tys. osób), oraz w fabryce „Ursus” (pomiędzy 6 a 7,5 tys. osób).
Wszędzie leżały trupy, wysokości co najmniej mojego wzrostu i to na całym podwórzu. Odniosłam wrażenie, że mogło tam być ponad 6000 zabitych.
– zeznawała po wojnie Wanda Lurie, zw. Polską Niobe. Podczas rzezi zamordowano trójkę jej dzieci, ona sama ciężko ranna, przeleżała pod trupami trzy dni. Była w ciąży, jej syn Mścisław urodził się dwa tygodnie później.
Niewiele pamiętam z dzieciństwa oprócz strachu. Nauczyłem się mówić dopiero jako pięciolatek. Do dziś boję się ciemności. Panikuję na widok munduru.
– opowiadał w wywiadzie dla „Polska The Times”.
Inny świadek, Jan Grabowski, ocalały z mordu koło kuźni przy ul. Wolskiej 124, opowiadał:
5 sierpnia 1944 r. wpadło na podwórze naszego domu przy ul. Wolskiej 123 ok. 100 żandarmów niemieckich, ustawili się szpalerem aż do kuźni, która mieściła się w głębi ul. Wolskiej nr 124, prawie naprzeciwko naszego domu... Wyszedłem razem z żoną Franciszką, córką Ireną l. 4 i synem Zdzisławem, Jerzym 5 mies. Na placu przed kuźnią padł rozkaz, by wszyscy położyli się na ziemi. Z naszego domu grupa wynosiła ok. 500 osób. Gdy ja z rodziną doszedłem, na placu już leżeli ludzie.
Gdy już leżałem, zobaczyłem, iż jest ustawiony na podstawie karabin maszynowy... w odległości ok. 5-10 m. Niemcy zaczęli strzelać z karabinu maszynowego i karabinów ręcznych, a także rzucać granaty w tłum leżących ludzi... Po jakimś czasie strzelanina ustała, zobaczyłem, iż Niemcy przypędzili nową grupę ludzi... strzelanina trwała z przerwami na dobijanie co najmniej 6 godzin... Po mnie żandarm trzy razy przeszedł butami, sam ranny nie byłem, ale żona i dzieci zostały zamordowane. Słyszałem jak żandarm mówił, by zabić mego 5 miesięcznego synka, który płakał, poczym posłyszałem strzał i dziecko ucichło... Leżąc udawałem zabitego... Gdy robotnicy noszący trupy przyszli, by i mnie zabrać, wtedy wstałem, wziąłem z nimi trupa do noszenia i robiłem to, aż do zakończenia roboty. Trupy nosiliśmy na dwie kupy... aż do zmroku. Jeden stos miał długość ok. 20 m., drugo 15 m., szerokość ok. 10 m, wysokość ok. 1,5 m. W dalszym ciągu za noszącymi trupy chodzili żandarmi i dobijali jeszcze żyjących...
Warszawiacy zgromadzeni w miejscu jednej ze zbrodni, 1 listopada 1945
Dokładna liczba ofiar zbrodni niemieckich popełnionych na Woli w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. pozostaje nieznana. Współcześnie szacuje się ją jednak na pomiędzy 38 a 65 tys. osób.
„Nie mogę tego wymazać z pamięci...” – fragmenty relacji świadka historii Stanisława Macieja Kicmana, mieszkańca Woli w Warszawie:
https://www.youtube.com/watch?time_continue=1&v=euG9vk4HFP8