Mieszkańcy Węgier poważnie potraktowali zagrożenie, jakie niesie za sobą koronawirus. - Ludzie podporządkowują się wytycznym władz i starają się pozostać w domach. Ci, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, zabezpieczają się różnymi środkami, maseczkami, unikają tłumów – mówi Joanna Urbańska, przewodnicząca Klubu „Gazety Polskiej” w Budapeszcie.
Węgierski premier Viktor Orban ogłosił w zeszłym tygodniu wprowadzenie stanu zagrożenia narodowego. Zamknięte zostały żłobki, przedszkola, szkoły i miejsca rozrywki. Zakazano również organizowania imprez masowych.
- Sytuacja na Węgrzech jest porównywalna z tym, co się dzieje obecnie w Polsce. Jeśli chodzi o postawę ludności, to nie ma większych różnic. Węgrzy starają się nie opuszczać miejsca zamieszkania, robione są zapasy, ale nie ma żadnych dramatycznych sytuacji, które wskazywałyby na braki jakichkolwiek produktów. W pierwszej kolejności ludzie sięgają w sklepach po środki higieniczne, zatem nieco trudniej je dostać. Poza tym nie ma innych niedogodności
– mówi Joanna Urbańska, przewodnicząca Klubu „Gazety Polskiej” w Budapeszcie.
Jak opisują miejscowi Polacy, mieszkańcy stolicy Węgier starają się dbać o swoje bezpieczeństwo.
Uderzający jest widok Budapesztu. Ulice są wyludnione, jest mniej samochodów, brak korków. Ludzie podporządkowują się wytycznym władz i starają się pozostać w domach. Ci, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, zabezpieczają się różnymi środkami, maseczkami, unikają tłumów
– zauważa Joanna Urbańska.
Dotąd na Węgrzech stwierdzono 73 przypadki zakażenia koronawirusem. Zmarła jedna osoba.