Międzynarodowy Zlot Morsów w Mielnie został odwołany z powodu obostrzeń spowodowanych epidemią koronawirusa, lecz mimo to na plaży pojawiły się... tysiące osób! - Oczywiście, że nie ma zlotu, przecież tu nigdzie nie widać żadnego zlotu - uśmiechał się jeden z rozmówców lokalnego serwisu internetowego.
W miniony weekend całą Polskę obiegły obrazki ze stolicy Tatr. Do Zakopanego, w związku z poluzowaniem obostrzeń epidemicznych, przyjechało bardzo wielu turystów. Dodatkowo w weekend nałożyły się walentynki i konkurs skoków narciarskich na Wielkiej Krokwi. Od piątku policja w powiecie tatrzańskim interweniowała 200 razy. Po sobotnich zawodach na Wielkiej Krokwi, na Krupówkach było kilka tysięcy turystów. Wielu z nich przesadziło z alkoholem i wszczynało awantury. Policja odnotowała także w ciągu doby 65 wykroczeń związanych z nieprzestrzeganiem obowiązku zakładania maseczek; 45 z nich zakończyło się mandatami karnymi, a w dwudziestu przypadkach sprawy zostały skierowane do sądu.
W Mielnie miał odbyć się festiwal morsowania, ale oficjalnie został odwołany. Oficjalnie, bo i tak na plaży pojawiły się tysiące ludzi. Mówili wprost: przepisy dotyczące epidemii nie przeszkodziły im w dobrej zabawie.
- Przyjechaliśmy z Lublina, skromne grono czteroosobowe, tyle system pozwala - mówi jeden z mężczyzn. - Mała ekipa, ale jesteśmy, jak co rok tutaj - dodała kolejna rozmówczyni Koszalin Info TV.
- My nie wiedzieliśmy, że ktoś tu będzie, to czysty przypadek
- mówi kolejna z uczestniczek wielkiego morsowania. - Oczywiście, że nie ma zlotu, przecież tu nigdzie nie widać żadnego zlotu - dodaje z uśmiechem kolejny rozmówca lokalnych mediów. Uczestnicy morsowania wymieniają miejscowości, skąd przyjechali: Łosice, Poznań, Tomaszów Mazowiecki, Leszno, Wrocław... Krótko mówiąc - dotarli tu z całej Polski.
Przy takim tłumie zachowanie dystansu społecznego było praktycznie niemożliwe. Uczestnicy wielkiego morsowania w większości nie zakrywali nosa i ust. Czy takie "hartowanie" organizmu morsom wyjdzie na zdrowie, to dopiero się okaże.