Niemieckie dzienniki mocno krytykują rząd za przeprowadzanie akcji szczepień. W Niemczech występuje duża liczba osób sceptycznych wobec szczepionek, w wyniku czego akcja szczepień przebiega zdecydowanie wolniej niż zakładały władze. Najwięcej negatywnych emocji u naszych zachodnich sąsiadów budzi szczepionka Astry Zeneki.
Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę, że w Niemczech marnowane są szczepionki, ponieważ nie ma wystarczającej liczby chętnych do szczepienia z wyznaczonych grup. - Liczą się teraz: elastyczność, wyczucie proporcji i asertywność. Sztywne trzymanie się przestarzałych formalności byłoby uciążliwe nawet w normalnym trybie pracy. Zachowanie kolejności szczepień ma z zasady sens i jest dowodem człowieczeństwa. Ale nie można dopuścić do tego, żeby z powodu logistycznych niedociągnięć lub dlatego, że w przewidzianej do szczepienia grupie nie ma chętnych, szczepionki traciły ważność - napisano.
- Nie można bowiem przy możliwym początku trzeciej, tym razem napędzanej mutacjami, fali infekcji, dać pierwszeństwo ustalonej kolejności, zamiast całkowitemu wykorzystaniu potencjału szczepień. Niestety, w realnie istniejących warunkach musi obowiązywać zasada: lepiej w sposób nieuporządkowany, ale szybki, niż uporządkowany w niebezpiecznym, powolnym tempie. Nikt nie zyska nic na fiolce szczepionki, która w teorii trafi do właściwych ludzi, ale w praktyce będzie gnić w chłodni. Dlatego właśnie potrzebujemy teraz debaty bez tabu
- pisze z kolei "Die Welt"
Dziennik „Reutlinger General-Anzeiger”odniósł się do sytuacji wokół szcepionki Astra Zaneci, co do której Niemcy maja największe zastrzeżenia. - Stała Komisja ds. Szczepień wywołała wrażenie, że w przypadku AstraZeneca mamy do czynienia ze szczepionką drugiej klasy. Zapowiedź, że preparat będzie wkrótce dopuszczony także dla osób w wieku powyżej 65 lat, wydaje się teraz arbitralna. Tak nie buduje się zaufania. Wymagałoby to wiarygodnej strategii i dobrej organizacyjnie realizacji. Ale co na pewno nie pomoże, to oficjalne zaszczepienie AstraZeneką kanclerz Merkel. Mężowie stanu, którzy własnym przykładem chcą porwać masy, pasują może do Chin z czasów Mao Tse Tunga, ale nie do współczesnych Niemiec. Tutaj przedkładano by raczej informacje i wiarygodność rządu - podkreślono.