Rosja została bardzo mocno dotknięta pandemią chińskiego koronawirusa. Według oficjalnych danych – które zdaniem wielu komentatorów są zaniżone – zdiagnozowano tam już ponad 424 tysiące infekcji a 5037 osób zmarło. Najgorsza sytuacja panuje w stolicy kraju, Moskwie, gdzie zanotowano niemal połowę wszystkich przypadków.
W odpowiedzi na tragiczną sytuację epidemiologiczną władze Moskwy zleciły na początku kwietnia opracowanie specjalnej aplikacji mającej na celu pilnowanie przestrzegania kwarantanny. Aplikacja ta korzysta z lokalizacji GPS aby określić, czy osoba objęta kwarantanną nie opuściła swojego domu. Co jakiś czas nakazuje także zrobienie sobie zdjęcia twarzy. Każdy mieszkaniec Moskwy kierowany na kwarantannę był zobowiązany do jej zainstalowania na swoim telefonie, jeżeli go nie miał to mógł go wypożyczyć od władz miasta.
Premiera tej aplikacji, nazwanej Społeczny Monitoring, wywołała wiele kontrowersji. Eksperci od bezpieczeństwa martwili się o bezpieczeństwo zbieranych przez nią danych a obrońcy praw człowieka alarmowali, że zbiera ich więcej niż powinna. Okazało się jednak, że największy jej problem leży gdzie indziej. Aplikacja bowiem automatycznie nalicza kary za wyjście poza dom czy niewysłanie zdjęcia – i tysiące mieszkańców dostało mandaty na które nie zasłużyli.
Pielęgniarka Maria Aleksiejewa zachorowała na COVID-19 w pracy. Powiedziała agencji Associated Press, że kiedy skierowano ją na kwarantannę, to ściśle dochowywała jej zasad. Aplikacja często jednak się wieszała kiedy próbowała zrobić sobie zdjęcie po otrzymaniu takiego żądania. A po zakończeniu kwarantanny dowiedziała się, że aplikacja nałożyła na nią aż 11 kar, które w sumie są warte więcej niż jej miesięczne zarobki.
Maria nie jest jedyną poszkodowaną osobą. Grigorij Sacharow, który trafił na kwarantannę po spędzeniu tygodnia w szpitalu twierdzi, że dostał sześć kar o łącznej wartości ok. 336 dolarów. Na dwóch z nich znajduje się data która sugeruje, że dostał je kiedy jeszcze leżał w szpitalu, zanim zdążył zainstalować tą aplikację. W podobnej sytuacji znalazła się Swietłana Bystrowa, która nie wiedziała, że musi ją zainstalować. Została ukarana jednym mandatem za brak programu i trzema kolejnymi za to, że aplikacja, której nie zainstalowała, miała stwierdzić naruszenie przez nią kwarantanny.
Ten za brak aplikacji rozumiem, to sprawiedliwe. Ale jak aplikacja, której nigdy nie zainstalowałam, może śledzić moje ruchy?
- zastanawia się w rozmowie z dziennikarzami kobieta.
Niedawno rosyjskie media obiegła również historia profesor Iriny Karabulatowej. Kobieta została ukarana dwoma karami za złamanie kwarantanny chociaż jest niepełnosprawna i od roku nie opuściła swojego mieszkania. Kiedy zrobiło się o tym głośno władze anulowały jej kary i ją przeprosiły.
Anulowali moje kary bo dziennikarze stanęli w mojej obronie. Ale co stanie się z innymi jest poważnym pytaniem.
- powiedziała agencji AP.
Coraz więcej mieszkańców Moskwy je sobie zadaje. Nie wiadomo ilu z ok. 70 tysięcy użytkowników tej aplikacji zostało ukaranych równie bezsensownymi mandatami, ale może chodzić o tysiące osób. Rosyjskie media społecznościowe są pełne opowieści o kolejnych mandatach wystawianych przez nią bez powodu a petycję o jej zlikwidowanie podpisało niemal 100 tysięcy osób. Także organizacje broniące praw człowieka apelują do władz Moskwy o rezygnację z pobierania tych mandatów.
Na to jednak się nie zanosi. Aleksiej Nemejruk, zastępca szefa gabinetu burmistrza Moskwy powiedział ostatnio mediom, że nie będzie żadnej amnestii a osoby, które zostały niesłusznie ukarane, mogą się odwołać od tej decyzji. Przedstawiciele ratusza jakiś czas później ogłosili, że anulowali 468 mandatów. Wszystkie zostały wystawione po tym, gdy na skutek błędu aplikacja zażądała zrobienia sobie zdjęcia w środku nocy. Przeciwnicy tej aplikacji twierdzą jednak, że system odwołań to za mało. Aby uniknąć kary jej użytkownicy muszą bowiem udowodnić, że nie złamali kwarantanny, a to zazwyczaj nie jest możliwe.