Odpowiedź na pytanie, jak przestrzegaliśmy obostrzeń w okresie świąt, poznamy pod koniec tygodnia - przyznał wirusolog prof. Włodzimierz Gut. Podkreślił, że nadal należy żyć w reżimie sanitarnym, bo szczepionki jeszcze przez dłuższy czas nie spowodują poprawy sytuacji.
Ministerstwo Zdrowia podało we wtorek informacje o 7 914 nowych potwierdzonych zakażeniach koronawirusem. 307 zmarło na COVID-19.
Wirusolog prof. Włodzimierz Gut zapytany, czy takie statystyki oznaczają, że wracamy do podobnych liczb sprzed okresu świątecznego powiedział:
- W zasadzie jutro, pojutrze będziemy wiedzieli, bo to są te dni szczytowe, kiedy cały system pracuje, rozkręca się, pokazuje nasze zachowanie w soboty, w niedziele
- wskazał.
Przyznał, że odpowiedź na pytanie o to, jak przestrzegaliśmy obostrzeń w okresie świątecznym, poznamy pod koniec tego tygodnia - bo nasze zachowania są odwzorowane w statystykach ukazujących liczby osób zakażonych po koło siedmiu dniach.
W jego ocenie, jeżeli szczytem byłoby 8 tys. zachorowań, "to i tak byłoby całkiem nieźle."
- Przy czym trzeba wziąć poprawkę na to, że stosunkowo wysoka liczba zgonów wskazuje, że ludzie późno idą do diagnostyki, czyli lekceważą wstępne objawy i dopiero jak ich naprawdę dociśnie, to idą do lekarza
- zaznaczył.
W ocenie eksperta, jeśli restrykcje zostałyby złagodzone, to liczba zakażonych wzrosłaby.
- Szczepienia jeszcze długo nie będą miały wpływu (na zmniejszenie liczby zachorowań), bo jak się zaszczepi dopiero ok. 60 proc., to będzie można powiedzieć, że szczepienia w jakiś sposób mogą wpłynąć
- podkreślił.
Według przytoczonych przez prof. Guta szacunków, liczba zakażonych w Polsce nie przekroczyła jeszcze 10 proc. populacji. Dlatego - w jego ocenie - ciągle należy przestrzegać obostrzeń. Przyznał, że jeśli do lutego zaszczepionych zostanie 2 mln osób, "to jeszcze nie będzie miało znaczenia dla dynamiki epidemii".
- Żeby zablokować szerzenie epidemii, potrzebujemy 80 paru - 90 proc. wyszczepienia
- zaznaczył.