Mimo obostrzeń epidemicznych i dużej liczby zakażeń koronawirusem, w wielu miastach Polski trwają lewackie protesty przeciwko orzeczeniu TK ws. aborcji. Demonstranci muszą sobie zdawać sprawę z dużego ryzyka infekcji, ale to ich nie zniechęca, a odpowiedzialnością za ewentualne zakażenia niektórzy z nich chcą obarczyć rządzących. - Jeśli protestujący przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji eugenicznej zarażą się koronawirusem, to będzie wina rządu - powiedziała dziś łódzka działaczka z tzw. kolektywu "Dziewuchy Dziewuchom" Aleksandra Knapik.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie orzekł, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Od tego dnia w wielu miejscach w Polsce organizowane są protesty przeciwko wyrokowi TK. Protesty odbywały się także w Łodzi.
"Rząd, rękoma Trybunału Konstytucyjnego, zrobił to i był świadomy, co robi" - powiedziała o protestach łódzka lewicowa aktywistka z kolektywu Dziewuchy dziewuchom Aleksandra Knapik pytana o możliwe zakażenia się protestujących podczas manifestacji.
Na pytanie, czy nie boi się, że poprzez udział w proteście zakazi koronawirusem swoje małe dziecko, Knapik odparła:
"Boję się, ale z drugiej strony, chciałam mieć drugie zdrowe dziecko, a to co się wydarzyło, to po prostu moje prawa są zagrożone, bo jestem już w tym wieku, w którym mam ryzyko urodzenia dziecka z wadami".
"Ludzie są dorośli i wiedzą co robią, chcą protestować, chcą wychodzić na ulicę i nie powstrzyma ich pandemia koronawirusa" - podkreśliła Knapik.
Jak zaznaczyła demonstranci ponoszą ryzyko uczestnictwa w manifestacjach, ale nie ponoszą odpowiedzialności za zakażenie się w tłumie groźnym patogenem SARS - CoV-2
"Jeśli protestujący zarażą się koronawirusem, to będzie wina rządu" - oceniła Knapik. Być może ludzie bardziej boją się zakazu aborcji niż COVID-19 - podkreśliła.