Choć sport w wielkim wydaniu pozostanie w zawieszeniu jeszcze przez długi czas, to tenis powoli budzi się ze sportowej hibernacji. – Poza Warszawą i Wrocławiem zawodnicy mają korty do dyspozycji. Powoli planujemy też pierwsze turnieje – mówi w rozmowie z Niezależną prezes Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński.
Niezależna.pl: Od poniedziałku polski sport zaczyna wracać do normalności. Czy tenis wyszedł już na dobre z zamrażarki?
Mirosław Skrzypczyński: W dużej mierze tak, choć jeszcze są pewne drobne problemy. Miejskie obiekty są zamknięte w Warszawie i we Wrocławiu. Prowadzimy dialog z samorządami, które stwierdziły, że rządowe rozporządzenia nie są dla nich zbyt precyzyjne. Samorządowcy zwrócili się już do Głównego Inspektora Sanitarnego o doprecyzowanie rządowych zaleceń. My służymy swoją pomocą. Przygotowaliśmy dodatkowe procedury.
Czy nie dziwi to pana, że tak wielkie miasta, zatrudniające mnóstwo urzędników, nie są w stanie wprowadzić w życie tak prostych zaleceń?
Nie chcę tego ubierać w politykę. Wychodzę z założenia, że nie każdym musi się znać na tym, jak funkcjonują obiekty tenisowe. Po części rozumiem taką logikę. Przecież w takich miastach jak Warszawa czy Wrocław liczba zachorowań jest dużo większa niż np. w Zielonej Górze. Wyobraźmy sobie scenariusz, że ktoś zachoruje na koronawirusa i nie daj Boże stanie się to na obiekcie tenisowym. Rozporządzenie mogłoby być nieco bardziej precyzyjne albo przekierowujące do wytycznych przygotowanych przez poszczególne związki sportowe.
Jakie sugestie przygotował Polski Związek Tenisowy?
Z wielką troską podchodzimy do najmłodszych. Choć nie ma tego w rozporządzeniu, to chcemy, aby dzieci do 10. roku życia mogły trenować w czteroosobowych grupach, ale mając założone maseczki. Wszyscy wiemy, że dzieci najbardziej przenoszą różnego rodzaje choroby i wirusy. Wiem, że spotka się to z narzekaniem, ale działamy z troską o nas wszystkich. Nikt nikomu nie chce zrobić na złość.
Kiedy możemy się spodziewać pierwszych imprez tenisowych?
Wytyczne są jasne. Najpierw do gry mają wrócić piłkarze, potem żużlowcy. Planujemy ruszyć z turniejami po 20 czerwca, oczywiście bez udziału publiczności.
A wielki tenis?
To melodia bardzo odległej przyszłości. Świat jeszcze długo nie będzie gotowy na organizację turniejów. Na jesień miał zostać przesunięty Roland Garros. Organizatorzy nie wyobrażają sobie takiej imprezy bez udziału publiczności. Śmiało już teraz możemy powiedzieć, że to nierealne.
Czy wierzy pan w to, że w tym roku uda się rozegrać turniej ATP lub WTA?
Przede wszystkim musimy zapewnić wszystkim sprawiedliwe warunki. To znaczy, żeby na turniej mogli przyjechać zawodnicy z każdego zakątka świata. A na dziś to niemożliwe. Może coś drgnie późną jesienią, choć wtedy w kalendarzu mamy turnieje w Azji, a tam każdy będzie bał się nawet kichnąć. Następna w harmonogramie jest Australia. Może tam pójdzie nieco łatwiej.
Co ze światowymi rankingami?
Powinny zostać zamrożone. Nie widzę innej opcji.
Do poważnego grania wrócimy w przyszłym roku. Łukasz Kubot będzie o rok starszy…
Metryki nie da się oszukać, ale Łukasz to osoba, która niezwykle dba o siebie. Do tego obciążenia w grze deblowej są inne niż w singlu. Wierzę w to, że da sobie radę. Głód tenisa i perspektywa igrzysk olimpijskich sprawi, że Łukasz dostarczy nam jeszcze wiele radości.
Za to Iga Świątek będzie już po maturze, a wiemy, że termin egzaminów dojrzałości kolidował z wieloma turniejami, mającymi wpływ na kwalifikację olimpijską.
Iga to fantastyczna dziewczyna, niesamowicie zdyscyplinowana i świadoma tego, co chce osiągnąć. Do tego doskonale potrafi grać punkt za punkt, a to niezwykle istotna sprawa. W jej przypadku to dobra wiadomość, że w roku olimpijskim będzie mogła skupić się tylko na tenisie.
Jak zawodnicy znoszą okres kwarantanny?
Dla wszystkich to trudny czas, ale tenisiści to niezwykle inteligentni ludzie. Kilka chwil przed zawieszeniem całego świata, rozgrywaliśmy w Kaliszu meczu Pucharu Davisa. Już bez udziału publiczności. Zawodnicy świetnie do tego podeszli. Do kadry wracał po latach przerwy Jerzy Janowicz. Na nic nie narzekał, był motorem napędowym. Jestem pewien, że nasi zawodnicy po okresie światowej kwarantanny pokażą się z dobrej strony.
Brak imprez to brak wpływów. Jak wyglądają finanse PZT?
2 maja dopięliśmy szczegóły kontaktu ze sponsorem generalnym. Nie mogę jeszcze zdradzić nazwy, powiem tylko, że chodzi o dużą firmę z branży ubezpieczeniowej. Radzimy sobie, nie zapominamy o zawodnikach. Pomimo pandemii świetnie układa się współpraca z Grupą Lotos. Jestem bardzo wdzięczny, że choć czasy są trudne, to Lotos postępuje wobec nas bardzo fair.