Z rozliczeń, które otrzymują Polacy od miejskich elektrociepłowni wynika, że w tym sezonie grzewczym, za ciepło trzeba będzie zapłacić średnio o 30 proc. więcej niż w latach ubiegłych. Są jednak miejscowości, takie jak Ruda Śląska, gdzie mieszkańcy za ogrzewanie zapłacą aż o 80 proc. więcej. Węglokoks Energia ZCP zapowiedział tam wzrost kosztów zmiennych o 120,18 proc., a stałych o 41,16 proc., co przekłada się na 88,3 proc. wzrostu opłat za ciepło.
Według "Gazety Wyborczej" ceny zostaną podniesione o 50-65 proc. w Zielonej Górze, 30 proc. w Lublinie, 29 proc. w Opolu, a w Warszawie o 20-24 proc.
Renata Krężel z Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Krakowie tłumaczy, że zmiany cen wynikają z podwyżek u trzech producentów ciepła oraz MPEC.
- Nie unikniemy tych podwyżek, choć dostawcy ciepła, czyli elektrociepłownie, będą się tłumaczyły, że przecież nie oni podnieśli stawki, ale przestały obowiązywać zamrożone ceny. W sensie prawnym mają oczywiście rację, co nie zmienia faktu, że dla zwykłego konsumenta oznacza to kolejne pieniądze wypływające z portfela
- powiedział w rozmowie z "Wyborczą" Sebastian Kolecki, specjalista od energetyki.
Według eksperta, tak wysokie podwyżki mogą się okazać nie do udźwignięcia przez emerytów.
- Mam taką sytuację w swoim bloku. Emeryt przestaje grzać, bo nie stać go na opłacenie rachunków, ale tym samym w pewnym sensie pasożytuje na sąsiadach, którzy go ogrzewają. Pamiętajmy, że nieogrzewane mieszkanie szybciej się zagrzybia, wilgotnieje. Przykręcenie kaloryferów nam wszystkim szkodzi
- podkreśla Kolecki.
Eksperci uważają, że na podwyżki cen ogrzewania składają się rosnące koszty paliw, emisji CO2 oraz wymogi unijne.
Bon ciepłowniczy - dla kogo?
W minionym tygodniu Sejm przegłosował ustawę m.in. o bonie ciepłowniczym.
Bon ciepłowniczy ma być wsparciem dla gospodarstw domowych korzystających z ciepła systemowego w drugiej połowie 2025 r. i w całym 2026 r. Bon będzie przyznawany na podstawie kryteriów dochodowych. Otrzymają go gospodarstwa domowe, które: osiągają miesięcznie dochód równy lub niższy niż 3272,69 zł w przypadku gospodarstw jednoosobowych; osiągają dochód równy lub niższy niż 2454,52 zł na osobę w przypadku gospodarstw wieloosobowych. Ponadto gospodarstwa te będą musiały korzystać z ciepła systemowego dostarczanego przez przedsiębiorstwo energetyczne i płacić za ciepło powyżej 170 zł/GJ.
Obowiązywać będzie zasada „złotówka za złotówkę” - czyli bon będzie przyznawany nawet po przekroczeniu kryterium dochodowego, ale jego kwota zostanie pomniejszona o kwotę tego przekroczenia. Minimalna kwota bonu to 20 zł; poniżej tej kwoty bon nie będzie wypłacany.
Bon ciepłowniczy będzie przyznawany dwukrotnie: za okres od 1 lipca 2025 r. do 31 grudnia 2025 r. (jednorazowo) w wysokości 500 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 170 zł/GJ i nie wyższa niż 200 zł/GJ; w wysokości 1000 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 200 zł/GJ i nie wyższa niż 230 zł/GJ; w wysokości 1750 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 230 zł/GJ.
Z kolei za okres od 1 stycznia 2026 r. do 31 grudnia 2026 r. bon będzie przyznawany jednorazowo w wysokości 1000 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 170 zł/GJ i nie wyższa niż 200 zł/GJ; wysokości 2000 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 200 zł/GJ i nie wyższa niż 230 zł/GJ; w wysokości 3500 zł – gdy cena ciepła jest wyższa niż 230 zł/GJ.
Rząd szacuje, że łączny koszt funkcjonowania bonu ciepłowniczego do końca 2026 r. wyniesie 889,4 mln zł.
"Malutki plasterek na rozległą ranę"
Krytycznie pomysł bonu ocenia m.in. poseł Zbigniew Kuźmiuk, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Jego zdaniem, kwota ok. 890 mln zł na okres 1,5 roku jest niewielka.
- Będzie on dotyczył tylko gospodarstw domowych, których dochody nie przekraczają w przypadku gospodarstwa jednoosobowego kwoty około 3,3 tys zł, a wieloosobowego kwoty 2,5 tys zł na osobę miesięcznie. Jest to więc poziom dochodów stosowany przy przyznawaniu dodatków mieszkaniowych, a o nie mogą się ubiegać rzeczywiście osoby najuboższe, a więc oznacza to poważne ograniczenie dostępu gospodarstw domowych do tego bonu - wskazuje Kuźmiuk.
Dodał, że nawet w uzasadnieniu projektu napisano, że skorzysta z niego mniej więcej co 9. gospodarstwo domowe korzystające z ciepła systemowego.
- Taka konstrukcja bonu ciepłowniczego, przypomina do złudzenia bon energetyczny, sprzed ponad roku, który został tak skonstruowany, że środki finansowe rekompensujące gwałtowny wzrost cen prądu, trafiły tylko do nielicznych. Najpierw rząd przewidywał na jego finansowanie kwotę aż około 9 mld zł, żeby w czasie rozliczenia z jego przyznawania, przyznać się, że przeznaczono na ten cel około 900 mln zł czyli dokładnie 10-krotnie mniej, niż wcześniej przewidywano. Teraz już na etapie planowania bonu ciepłowniczego, rząd przyznaje się ,że trafi on tylko do 400 tys gospodarstw domowych, a prawie 3 mln zostanie pozbawionych tego wsparcia, co oznacza, że „na rozległą ranę rząd Tuska, chce nakleić malutki plasterek” i udaje przed Polakami, że to powinno wystarczyć
- ocenił poseł PiS.