Nic nie wskazuje na to, żeby rynek nieruchomości miał się załamać – ocenia analityk rynku mieszkaniowego. Zastrzega jednak, że jedynym zagrożeniem jest wzrost cen mieszkań. Obecną sytuacją na rynku mieszkaniowych specjaliści oceniają jako „bardzo dobrą”.
Katarzyna Kuniewicz, kierująca Działem Badań i Analiz Rynku w firmie doradczej REAS podczas rozpoczętego w czwartek w Sopocie 8. Forum Rynku Nieruchomości poinformowała, że w 2017 r. w sześciu największych miastach w kraju (Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Poznań i Łódź) na rynku pierwotnym zostało sprzedanych rekordowe 72 tys. nowych mieszkań.
„Rynek mieszkaniowy w 2017 r. osiągnął szczyty jeśli chodzi o liczbę sprzedanych mieszkań, ale nie osiągnął szczytu pod względem oferty” – dodała. „Cudowny rynek, na którym sprzedaż rośnie od pięciu lat na poziomie rok do roku o 17-20 procent” – podkreśliła. Szacuje się, że na niektórych rynkach ok. 40 proc. mieszkań kupowanych jest pod wynajem. Dodała, że rekordowe 19 nowych mieszkań na tysiąc mieszkańców sprzedano w ubiegłym roku we Wrocławiu, w Trójmieście było to 13 mieszkań. „To są rekordy europejskie” – mówiła. Na rynku pierwotnym ok. 30-40 proc. nabywców kupuje mieszkania za gotówkę.
W ocenie ekspertki, „nic nie wskazuje na to, żeby rynek nieruchomości miał się załamać”. „Nie widzimy takich sygnałów na horyzoncie” – dodała. W jej ocenie, jedynym zagrożeniem jest wzrost cen mieszkań z powodu rosnących cen wykonawców. Wyjaśniła, że rosnące ceny wykonawców „w naturalny sposób” spowodują wzrost cen mieszkań. „Ceny, które rosły z powodu rosnącego popytu, teraz dostają dodatkowy, oddolny impuls i to jest w tej chwili jedyne zagrożenie dla pojawienia się na rynku tzw. bańki, czyli zjawiska gwałtownego wzrostu ceny przy rosnącym popycie” – tłumaczyła.
Wyjaśniła, że np. dla Warszawy średnia cena za metr kwadratowy dostępna dla nabywców wynosi pomiędzy 7 a 8 tys. za m kw., w Trójmieście – ok. 7 tys. zł, we Wrocławiu - ok. 6,5 tys. zł. „Za stopniowym wzrostem cen idzie delikatnie akceptacja dla wzrostu cen, ale nie proporcjonalna do tempa wzrostu cen oferowanych przez deweloperów” – zaznaczyła.
Kuniewicz przyznała, że obecnie dla rynku mieszkaniowego większym zagrożeniem jest kwestia podaży mieszkań, a nie popytu. Wyjaśniła, że „popyt jest zadowolony”. „Kupujący dość dobrze zarabiają, funkcjonują w stabilnym otoczeniu gospodarczym, są wspierani stabilnymi warunkami w pozyskiwaniu kredytu” - mówiła.
Szymon Jungiewicz z działu badań i analiz firmy Emmerson zastrzegł jednak, że „rynek nieruchomości, jak każdy rynek, jest rynkiem cyklicznym”. „Nie ma wyjścia, spadnie nie tylko popyt, ale spadną też ceny, jest tylko pytanie kiedy” – mówił. W jego ocenie, „raczej prędzej niż później”. Wyraził nadzieję, że „nie będzie to załamanie sprzedaży, podaży czy wręcz krach, a spowolnienie adekwatne do obecnego boomu”.
W ocenie Jacka Furga, przewodniczącego komitetu ds. finansowania nieruchomości ze Związku Banków Polskich, „będziemy mieli do czynienia z pewną korektą rynku”. Zastrzegł, że „jeśli nawet nastąpi korekta, to też nie wcześniej niż zmiana stóp procentowych”.
Kuniewicz wyjaśniła, że zazwyczaj jednej transakcji na rynku pierwotnym odpowiadają dwie transakcje na rynku wtórnym. W ub. roku na rynku pierwotnym na sześciu głównych rynkach w kraju sprzedano 72 tys. nowych mieszkań. W jej ocenie na tych rynkach w ubiegłym roku mogło być sprzedanych ok. stu tysięcy mieszkań używanych. Zastrzegła, że „w Polsce nie ma instytucji, która byłaby w stanie policzyć liczbę transakcji na rynku wtórnym”.
Rozpoczęte dziś w Sopocie 8. Forum Rynku Nieruchomości jest – jak zapewniają organizatorzy, spółka Nowy Adres - największym i najbardziej prestiżowym corocznym spotkaniem branży nieruchomościowej w Polsce. Potrwa do piątku.