Dworczyk pytany w TVP1, czy w ocenie rządu, strajk w PLL LOT zmierza w kierunku "wygaszenia", czy też sytuacja się eskaluje, podkreślił, że jest to bardzo istotna spółka, która po wielu latach borykania się z problemami notuje coraz lepsze wyniki. "Z jednej strony ta sytuacja poprawia się, z drugiej strony rzeczywiście mamy do czynienia z konfliktem, ze strajkiem i to jest oczywiście niepokojące" - powiedział szef kancelarii premiera.
W audycji przypomniano słowa przedstawicieli PLL LOT m.in. prezesa spółki Rafała Milczarskiego, którzy twierdzili, że strajk jest nielegalny.
"Ten konflikt przybrał bardzo wyrazisty, ostry charakter, dlatego wczoraj popołudniu rada nadzorcza oddelegowała wiceprzewodniczącego rady nadzorczej (Bartosza Piechotę), bardzo doświadczonego prawnika do zarządu spółki i on w pełni przejmie negocjacje z protestującymi. To jest właśnie wyraz troski i zainteresowania właściciela, czyli Skarbu Państwa, który za pośrednictwem rady nadzorczej monitoruje sytuację w spółce"
- powiedział Dworczyk.
"Mamy nadzieję, że nastąpi deeskalacja, mamy nadzieję, że nastąpi jak najszybsze porozumienie, bo to jest po pierwsze dobre dla spółki, ale przede wszystkim też i dla wszystkich pracowników"
- ocenił szef KPRM.
Pytany, czy rząd bierze pod uwagę powrót do pracy tych, którym w PLL LOT zostały wręczone dyscyplinarne zwolnienia z pracy, odpowiedział:
"W moim przekonaniu to bardzo prawdopodobny scenariusz, że osoby, które zostały usunięte ze spółki, wrócą do niej, ale to są oczywiście decyzje zarządu spółki".
Dopytywany, czy szef PLL LOT Rafał Milczarski ma poparcie premiera Mateusza Morawieckiego, Dworczyk powiedział, że prezes LOT wykonał "wyśmienitą pracę", a spółka zaczęła przynosić zyski. Dodał, że w 2015 r. LOT latał do 41 miejsc, a w tym roku jest ich ponad 100. "Spółka się rozwija, ale bez wątpienia ten spór musi zostać rozwiązany" - podkreślił.
Piątek to dziewiąty dzień strajku, podczas którego protestujący - stewardesy i piloci - powstrzymują się od pracy. Codziennie gromadzą się na terenie siedziby LOT w Warszawie, przy biurowcu. LOT twierdzi, że strajk jest nielegalny, a każdy odwołany rejs to dla przewoźnika olbrzymie koszty.
Spółka w czwartek w nocy poinformowała, że rada nadzorcza PLL LOT podjęła decyzję o oddelegowaniu Bartosza Piechoty do czasowego pełnienia funkcji członka zarządu LOT. Piechota będzie odpowiedzialny za dialog społeczny oraz negocjacje z protestującymi związkami zawodowymi. Wcześniej, wieczorem tego samego dnia, LOT przekazał, że zarząd spółki przedstawił strajkującym propozycje kompromisu z czterema punktami. Pierwszy z nich zakłada podjęcie rozmów.
Drugi punkt mówi o możliwym powrocie do pracy strajkujących. "Osoby, które wzięły udział w akcji i otrzymały zwolnienia dyscyplinarne mogą wrócić do pracy na nowe umowy o pracę" - brzmi propozycja. W tym przypadku zarząd zastrzega, że "deklaracja ta nie dotyczy osób, które w trakcie akcji poprzez sms-y oraz inne środki przekazu naruszały dobra osobiste innych osób, w tym kolegów z pracy". Tutaj zarząd zaznacza, że to zastrzeżenie wynika "nie z woli zarządu, a z konieczności przestrzegania obowiązujących w RP przepisów prawa".
W reakcji na te propozycje związkowcy na Twitterze Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT napisali, że kompromisowa propozycja zarządu jest "nie do przyjęcia i została przez strajkujących odrzucona".
Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy, który został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.
Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób, które Milczarski w poniedziałek zwolnił dyscyplinarnie, oraz dymisji prezesa PLL LOT.
PLL LOT należy do Polskiej Grupy Lotniczej, która w 100 proc. należy do Skarbu Państwa.