Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rząd Izraela zatwierdził porozumienie z palestyńskim Hamasem w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy oraz uwolnienia zakładników • • •

Bagatelizowana konferencja w Dżuddzie. Saudowie zaczynają się rozpychać

W dniach 5–6 sierpnia odbyła się konferencja pokojowa w Dżuddzie, na której zjawili się przedstawiciele 42 krajów – w tym Polski i Ukrainy. Głównym tematem rozmów była wizja zakończenia wojny pomiędzy Ukrainą i Rosją. Niezależnie od formatu i braku natychmiastowych efektów szczytu zasługuje on na szersze omówienie – tymczasem polskie media nie poświęcały mu zbyt wiele czasu. A zatem – Ukraina ma zachować pełną integralność terytorialną, co jest szalenie ważne. Światowi przywódcy potwierdzili też, że o pokoju w Europie trzeba rozmawiać na Bliskim Wschodzie.

Zarówno Waszyngton, jak i Kijów uznały rozmowy w saudyjskiej Dżuddzie za konstruktywne. I chyba jest to najlepszy komentarz w sprawie konferencji, która może być przyczynkiem do rozmów pokojowych. Ukraina uzyskała potwierdzenie swoich granic przez reprezentantów krajów Unii Europejskiej, Indii i przede wszystkim Chin – akurat udział sojusznika Moskwy na saudyjskiej konferencji zwracał najmocniej uwagę komentatorów. Specjalny wysłannik Pekinu Li Hui brał udział w dyskusjach nad 10-punktową formułą pokojową zaproponowaną przez ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Rosyjscy partnerzy z BRICS debatowali z kolei o bezpieczeństwie jądrowym w zagrożonych przez wojnę obszarach południowej Ukrainy, a także o ukraińskim zbożu, niezbędnym dla polityki żywnościowej na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Według amerykańskich mediów Ukraina i Chiny są gotowe do kolejnej tury rozmów i to jeszcze w tym roku. W odpowiedzi rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, zaznaczył wyraźnie podirytowany, że Kreml bacznie obserwował posiedzenie w Dżuddzie. A to mimo wszystko okazało się sukcesem nie tylko dla zaproszonych gości, ale i dla gospodarzy.

Co ustalono ws. Ukrainy

Przede wszystkim wniosek, jaki nasunął się w wyniku rozmów, brzmi: wojna na Ukrainie nie jest sprawą wyłącznie europejską, ale światową. Agresja Władimira Putina stworzyła duże zagrożenie dla światowej stabilności, ponadto otworzyła wachlarz możliwości, by uwypuklić pewne trendy i globalne zmiany. Najlepiej je widać w Zatoce Perskiej, a w szczególności w Arabii Saudyjskiej. Dzięki doskonałej koniunkturze paliwowej oraz reformom gospodarczym i potężnym inwestycjom Rijad wysunął się na lidera regionu, z którym zarówno Zachód, jak i Azja muszą się liczyć. Saudowie, dysponując kapitałem przekraczającym wedle szacunków 3 tryliardy dol., zamierzają dywersyfikować swoją gospodarkę opartą przede wszystkim na eksporcie ropy. Ich marzenie jest proste: stać się pionierem nowoczesnych technologii. Ta transformacja w realiach saudyjskich oznacza niekiedy przeskok aż o 14 wieków, albowiem w historii tej pustynnej krainy miały miejsce tylko dwa wydarzenia o tak bezprecedensowym znaczeniu: wynalezienie ropy naftowej oraz powstanie islamu. Dlatego też Arabia Saudyjska niejako ma podwójny kapitał – ten materialny i polityczno-religijny. Weźmy pod uwagę, że około 0,5 mld Arabów i 1,7 mld muzułmanów kłania się pięć razy dziennie w kierunku Mekki i nasłuchuje, co też islamscy uczeni mają do powiedzenia. To jest sytuacja, z którą w obecnym świecie trzeba bezwzględnie się liczyć.

Saudom zależy na pokoju i… spokoju

Jednak pomimo chwilowych korzyści wojna na Ukrainie jest też zbyt dużym zagrożeniem dla Bliskiego Wschodu. Dlatego też z perspektywy bogatych krajów Zatoki Perskiej inwazja powinna zakończyć się jak najszybciej – tak aby na Bliski Wschód nie dotarł jakikolwiek niepokojący sygnał zwiastujący konflikt. Dlatego też Rijad zamroził swój konflikt z Teheranem, który rozgrywa się od Gazy, Ramallah, Bejrutu, Damaszku po Bagdad i Sany. Z jednej strony regionalny spokój jest potrzebny do transformacji wewnętrznej w Saudach, a z drugiej – region musi nauczyć się żyć w nowych realiach, w których to Stany Zjednoczone, mocno zajęte Europą i Azją, przestają zajmować się interesami Bliskiego Wschodu. Słowem, ten region staje się dla mocarstwa amerykańskiego marginalny. Zatoka Perska przestała być „amerykańską stacją benzynową”, wszak od kilku lat ma stałych klientów na kierunku azjatyckim.
I dlatego właśnie polityka zagraniczna „zwektorowana” jest na kilka sprzecznych ze sobą kierunków. Azja, a przede wszystkim Chiny, Japonia i Korea Południowa, jest klientem zapewniającym kapitał oraz jest wzorcem dla saudyjskiego następcy tronu, który chciałby, aby jego królestwo – i cały świat arabski – ostatecznie „zeszło z wielbłądów” i zamieniło je w oazę nowoczesnych technologii. Kolejnym wektorem w tym aspekcie jest Rosja, która – jak Arabia Saudyjska – jest „globalną stacją benzynową”. Co istotne, zarówno Moskwie, jak i czerpiącym zyski z ropy państwom Zatoki Perskiej zależy w oczywisty sposób na jak największych zarobkach. Nieodzowna ku temu jest w długiej perspektywie koniunktura paliwowa. Na Bliskim Wschodzie książę Muhammad bin Salman chce wygasić konflikty, a następnie pokusić się o uregulowanie sprawy palestyńskiej, by w końcu zająć się kryzysem w Libanie. Nie będzie to zbieżne z interesami Władimira Putina, który ma w zwyczaju gościć bliskowschodnich przywódców na Kremlu i wysłuchiwać ich problemów dotyczących relacji z sąsiadami. Tymczasem to na kierunku europejskim Arabia Saudyjska oczekuje nowego otwarcia i poszerzenia współpracy ze Starym Kontynentem, tym bardziej w obliczu ­napiętych relacji z Waszyngtonem.

Konferencja w Dżuddzie była podkreśleniem wyjątkowej pozycji Rijadu. Chiny, które „żyrują” reset irańsko-saudyjski, znalazły odpowiedni klimat do rozmów o Ukrainie pod gościnnym dachem Muhammada bin Salmana. Rosja nie mogła zignorować ani tym bardziej skompromitować tego posiedzenia, żeby nie drażnić bardzo czułego na swoim punkcie saudyjskiego księcia. Natomiast politycy ukraińscy po wizycie prezydenta Zełenskiego na szczycie Ligi Arabskiej w maju zorientowali się, że w Arabii Saudyjskiej można realizować swoje interesy. Tym bardziej że przez Kijów trafia się do serca Joego Bidena.

Arabia Saudyjska zbliża się do USA

Co ciekawe, przed sierpniową konferencją do letniej rezydencji rodziny Ibn Saud w Dżuddzie przylatywali kolejno Antony Blinken i Jake Sullivan. Główni gracze w Waszyngtonie, jak i w Rijadzie zdają sobie sprawę, że trzeba zakończyć niepotrzebny konflikt w imię obopólnych interesów. Demokraci już udają, że nie pamiętają kampanii prezydenckiej i początków administracji Bidena, która bezpośrednio uderzała w Muhammada bin Salmana. Niemniej nowe okoliczności wymagają redefinicji starego układu, zawartego jeszcze przez Franklina ­Roosevelta z założycielem królestwa i dziadkiem następcy tronu, Abdulem Azizem. W grę wchodzi przecież sprawa najwyższej wagi – oficjalne zakończenie konfliktu arabsko-izraelskiego. Jeśli wierzyć doniesieniom światowych mediów, Arabia Saudyjska jest w stanie zgodzić się na normalizację stosunków z Izraelem za wsparcie projektu Nuclear Aramco – to program atomowy, dzięki któremu Saudyjczycy staliby się uranową potęgą. Poza tym Saudom zależy na statusie królestwa jako najbliższego sojusznika USA spoza grona krajów członkowskich NATO oraz na nieograniczonym dostępie do zakupów w arsenale armii amerykańskiej.

Jedno jest pewne: wizja jednoczesnego zakończenia wojny na Ukrainie oraz konfliktu arabsko-izraelskiego w najbliższym czasie jest w tym momencie abstrakcją. Jednak po latach przerwy Bliski Wschód otrzymał wreszcie konkretną propozycję ze strony Waszyngtonu, która sukcesywnie będzie omawiana w zaciszu gabinetów. W obliczu rosyjskiej inwazji należy doszukiwać się sygnałów, które z czasem nabiorą kolorytu faktów dokonanych.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Paweł Rakowski