Pech to nie grzech
"Pech to nie grzech". Ale złe kino już tak... RECENZJA
Niestety, ale najnowszy film Ryszarda Zatorskiego to potwierdzenie najgorszych stereotypów o polskich komediach romantycznych: koszmarna fabuła, kwadratowe role i schematyczne, ciosane siekierą dialogi. Wszystko to okraszone nieznośnym product placement, poczuciem humoru zapożyczonym od Tadeusza Drozdy i traktowaniem polskiego widza jako kogoś, kto kupi absolutnie wszystko. Chciałoby się powiedzieć, że niemal 200 tys. widzów, które obejrzały "Pech to nie grzech" w pierwszym tygodniu po jego premierze, nie może się mylić. Niezła frekwencja jest jednak w tym przypadku horrendalnym nieporozumieniem albo po prostu zbiegiem okoliczności i owocem przedłużonych świąteczno-sylwestrowych urlopów. Inaczej bowiem wytłumaczyć się tych cyfr nie da.