Prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz chcą ożywić współpracę Paryża i Berlina, ważną dla Unii Europejskiej, jednak obaj przywódcy są osłabieni w swoich krajach - ocenia "Le Monde". Media zwracają uwagę na fakt współpracy polityków, którzy są obecnie już tylko kolosami na glinianych nogach.
Dziennik wylicza "wyzwania, którym Europa powinna stawić czoło" - takie jak inwazja Rosji na Ukrainę, konflikt w Strefie Gazy, opóźnienie gospodarcze w stosunku do USA i Chin, ocieplenie klimatu.
Jednak, jak się wydaje, w najbliższych miesiącach Francja i Niemcy nie będą miały silnej pozycji na arenie europejskiej.
"Odkąd Olaf Scholz objął urząd kanclerza w grudniu 2021 roku, umiarkowanie angażował się w Brukseli i mało jest powodów, by miało się to zmienić - raczej na odwrót. Emmanuel Macron zaś będzie miał w ciągu trzech lat, gdy pozostaje w Pałacu Elizejskim, znacznie więcej trudności z narzucaniem francuskich idei" - ocenia "Le Monde".
Analizując obecną pozycję Francji w UE, dziennik cytuje źródło zbliżone do Pałacu Elizejskiego, które przyznaje, że Paryż ma już za sobą "najlepszy okres, jeśli chodzi o wpływy". "Jeśli traci się autorytet polityczny w swoim kraju, jest się mniej słyszanym w Brukseli" - mówi "Le Monde" politolog Sebastien Maillard z Instytutu Jacques'a Delorsa. Mówi się, że szefowa KE Ursula von der Leyen mniej będzie przysłuchiwać się postulatom Paryża.
W Niemczech zaś Scholz "ma na działanie tylko rok", ponieważ jesienią 2025 roku w jego kraju odbędą się wybory parlamentarne. Jednym z powodów, dla których nie należy się spodziewać po nim podjęcia wielkich inicjatyw, jest ten, że Scholz już teraz jest szefem rządu opierającego się na kruchej koalicji.
"Z obu stron Renu może zabraknąć kapitału i energii politycznej, by spowodować zmiany w zagrożonej ze wszystkich stron Europie" - podsumowuje "Le Monde".