Zapytany o nastroje społeczne w Rosji politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu, profesor Roman Bäcker stwierdził, iż 40 procent rosyjskiego społeczeństwa popiera wyraźnie Putina. A w sumie aż 70 procent ocenia go pozytywnie. Nasz ekspert dodał, że tylko mocno poniżej 10 procent Rosjan jest opozycyjne wobec Kremla.
Jakie są obecnie społeczne nastroje w Rosji, nastroje zwykłych Rosjan po ponad roku od inwazji na Ukrainę?
Nastroje społeczne w Rosji są niesłychanie trudne do odczytania. Głównie dlatego, że zwykli Rosjanie najczęściej - po prostu - w ogóle nie mają żadnych poglądów. A jeżeli już głoszą publicznie jakieś poglądy, to zwykle robią to po to, żeby nie pójść do więzienia, nie stracić pracy albo nie mieć jakichkolwiek innych nieprzyjemności.
Dlatego też mówienie o nastrojach społecznych jest czymś, co raczej mieści się w kategoriach przypuszczeń, a nie pewności. Z badań „Lewady” – jedynego niezależnego od Kremla ośrodka badań socjologicznych - wynika jednak kilka dość wyraźnych wniosków.
Najważniejszy z nich: wyraźne poparcie dla Putina występuje mniej więcej u 40 procent całego społeczeństwa. To ci, którzy dobrze oceniają działalność instytucji prezydenta. A zgadzający się, że generalnie należy pozytywnie oceniać Putina, bo nie ma innego wyjścia, to mniej więcej – łącznie – 70 procent społeczeństwa. Dawniej, przed wojną, około 20 procent rosyjskiego społeczeństwa było wyraźnie opozycyjne. W tej chwili można mówić o wyraźnie poniżej 10 procentach. Jest to oczywiście najczęściej inteligencja w dużych ośrodkach miejskich. Ludzie, którzy nie boją się publicznie mówić, co sądzą o tym, co się dzieje. Albo wiedzą, na czym polegają badania socjologiczne i nie boją się powiedzieć ankieterowi, co sądzą.
Ale oprócz tego wyczuwa się w Rosji coraz większe zmęczenie wojną. Jest to coraz wyraźniejsza niechęć do czegoś, co jest bezsensowne, niesłychanie kosztowne, co przyniosło już ogromne straty i powoduje, że ludzie nie tylko mają coraz gorszy poziom życia, ale też nie mają żadnych perspektyw na to, że sytuacja poprawi się. W dodatku jeżeli będą jakiekolwiek sukcesy na froncie, to po prostu wojna będzie w dalszym ciągu trwała.
Coraz więcej Rosjan rozumie, że wojna z Ukrainą jest nie do wygrania. Tym samym zaczyna wątpić w to, że propaganda kremlowska jest w jakimkolwiek sensie słuszna.
Nie mówię o jej prawdziwości. Przecież w Rosji mało kto wierzy w kremlowską propagandę.
Mówię o jej słuszności. O tym, czy Rosjanie uważają ją za dobrą dla siebie, czy nie.
Jednak wszystko, co do tej pory powiedziałem, to przypuszczenia wynikające z zewnętrznej obserwacji. Z tego, co dzieje się na rosyjskim Facebooku i w rosyjskich mediach. Natomiast „Lewada” nie pokazuje żadnych znaczących zmian w deklarowanej, publicznie głoszonej świadomości politycznej Rosjan.
Kolejne sprawa: na obszarze Federacji Rosyjskiej pojawiła się ogromna propaganda zachęcająca do wstępowania do wojska: ludzie są zaczepiani w supermarketach, w klubach sportowych i namawiani do zaciągania się do wojska lub do „Grupy Wagnera”…
Zawsze jest tak, że na niektórych ludzi propaganda oddziałuje silniej, a na innych słabiej. Ci, którzy wiedzą, co się dzieje i potrafią posługiwać się Internetem, bardzo łatwo mogą się dowiedzieć, ile jest udokumentowanych przypadków śmierci na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Strona ukraińska przecież opublikowała w Internecie na stronie pod ironicznym tytułem „Niet potier” (Nie ma strat) 54 tysiące nazwisk żołnierzy rosyjskich, którzy ponieśli śmierć. Nie mówię tu o rannych i zaginionych. Mówię o tych, którzy ponieśli śmierć i zostało to udokumentowane! O 54 tysiącach zabitych ludzi!
I wszyscy ci, którzy zapisują się do wojska (a szczególnie do „Grupy Wagnera”), muszą wiedzieć, że mają od 10 do 30 procent szans na to, żeby wrócić z wojny na Ukrainie żywym. Choć niekoniecznie ze wszystkimi kończynami!
Ale czy oni to naprawdę wiedzą? W końcu mówimy głównie o młodych ludziach. Niedoświadczonych, raczej nieprzewidujących niczego złego.
Ci, którzy w ramach rozmaitych akcji mobilizacyjnych czy propagandowych idą do wojska, to najczęściej ludzie z niższych warstw społecznych. Z małych i niewielkich miejscowości. I oni bardzo często dowiadują się o tym, jak faktycznie wygląda wojna, dopiero w momencie, jak już znajdą się w okopach. A wtedy jest już za późno.
A te akcje propagandowe spotykają się z dużym odzewem wśród Rosjan?
Nie mam tu żadnych danych. I nie sądzę, żeby strona rosyjska miała ochotę mówić na ten temat coś więcej niż „zaklęcia propagandowe”, które z naturalnych powodów trzeba brać w duży nawias.
Natomiast wyraźnie widać, że rosyjskich żołnierzy coraz bardziej brakuje. Jest ich coraz mniej! Jest też coraz mniej ludzi, którzy wiedzą, co tam się dzieje i chcą pójść na front. Tym samym wśród zawodowych żołnierzy ta wojna musi wzbudzać coraz większą niechęć.
Kolejne pytanie: wygląda na to, że Władimir Putin przygotowuje Rosję i Rosjan do długiej wojny. Nie wiadomo, ile ona potrwa. Rosjanie więc do tej wojny już się przyzwyczaili, czy jednak jeszcze nie?
Każde społeczeństwo, każdy naród może przyzwyczaić się do nawet niesłychanie ciężkich warunków. Natomiast zawsze po kilku miesiącach pojawia się narastające zmęczenie i zniechęcenie. I coraz większy strach o swoje własne życie, o przetrwanie. Rosjanie bardzo szybko po 24 lutego ubiegłego roku przyzwyczaili się do tego, że jest wojna. A w tej chwili, po nieudanych ofensywach w Donbasie, już zrozumieli, że wojna na Ukrainie nie przyniesie im jakiegokolwiek sukcesu. I tym samym, zaczyna wśród nich narastać (w tej chwili raczej mało widoczne) zniechęcenie. Ale jeszcze nie jest to chęć do buntu. Nie jest to, jak poeta pisał, chęć „rzucenia karabinem o bruk ulicy”.
A kiedyś może pojawić się ta chęć do buntu? Chęć właśnie „rzucenia karabinem o bruk”, jak w czasie I wojny światowej?
Na razie nie ma żadnych oznak tego, żeby żołnierze na masową skalę mieli ochotę nie uczestniczyć w wojnie. To będzie jeszcze trwało. W czasie I wojny światowej walki pozycyjne w okopach stały się w Rosji czymś nie do zniesienia dla żołnierzy dopiero po więcej niż dwóch latach.