Walijski parlament odrzucił pomysł przyznania sobie prawa do zorganizowania referendum niepodległościowego bez zgody Londynu. Poparcie dla tego pomysłu jest jednak rekordowo wysokie.
Zjednoczone Królestwo to państwo federacyjne składające się z Anglii, Szkocji, Walii, Północnej Irlandii i kilku małych wysp. Każda z jego części ma pewną autonomię od Londynu. W ostatnim czasie z powodu trudnej sytuacji politycznej wywołanej Brexitem pojawiły się jednak bardzo silne tendencje niepodległościowe. W 2014 odbyło się referendum na temat niepodległości Szkocji, które zwolennicy pozostania w UK wygrali zaledwie 5% głosów ale rządząca tym krajem Szkocka Partia Narodowa nadal próbuje doprowadzić do organizacji drugiego. W Irlandii Północnej przy okazji walkę o wygląd jej przyszłej granicy z Republiką Irlandii coraz głośniej mówi się o referendum zjednoczeniowym i połączeniem z resztą Irlandii.
Walia do niedawna była tutaj wyjątkiem. Walia została anektowana przez Anglię jeszcze w XIII wieku i kwestia jej ewentualnej niepodległości praktycznie nie istniała. Zmieniło się to w środę, kiedy Senedd Cymru – jak nazywa się walijski parlament – rozpoczął debatę o przyznaniu Senaddowi prawa do samodzielnej organizacji referendum niepodległościowego, do czego . Stało się tak z inspiracji socjalistycznej i nacjonalistycznej partii Plaid Cymru, zajmującej 10 z 60 miejsc w walijskim parlamencie.
Bezpośrednim powodem była odpowiedź na pandemię chińskiego koronawirusa. W jej trakcie zdominowany przez Partię Pracy rząd Walii postanowił skorzystać ze swojej autonomii i wprowadzić swoje własne restrykcje i plan powrotu do normalności. Efektem tego było to, że w Walii odnotowano niecałe 17 tysięcy zakażeń z 292 tysięcy w całej UK i 1545 zgonów z 45 tysięcy. Odpowiedź Walii na koronawirusa. Reakcja rządu w Cardiff cieszyła się znacznie większym poparciem społecznym niż reakcja rządu w Londynie – 62% Walijczyków uznało, że ich rząd dobrze sobie radzi z pandemią, w wypadku Anglii było to zaledwie 34%.
Lider Plaid Adam Price pochwalił walijskich laburzystów za to, że potrafili postawić na swoim i opracować własną, skuteczniejszą strategię walki z pandemią niż Westminster, jak popularnie nazywa się rząd w Londynie. Stwierdził jednak, że pod rządami pierwszego ministra Marka Drakenforda laburzyści popierają „stagnacyjny status quo”.
Walia działała niezależnie aby chronić naszych obywateli przed dysfunkcjonalnością i niedorzecznością Westminsteru. Kiedy wyjdziemy z tego kryzysu nie możemy wrócić do status quo. Status quo zawiodło Walię. Niedoinwestowanie i niesprawiedliwe dzielenie funduszy to kręgosłup tej zepsutej unii złamanych obietnic, wprowadzonej przez torysów w Londynie i bronionej przez laburzystów dzięki ich poparciu dla stagnacyjnego status quo. Równocześnie rośnie poparcie dla walijskiej niepodległości i nasz naród budzi się do pomysłu, że jest inny sposób, inna przyszłość, inny wybór. I ten wybór leży w ich rękach.
- powiedział podczas debaty.
Inny poseł Plaid, Rhun ap Iorweth, powiedział, że gdyby Walia była niepodległa to jeszcze lepiej poradziłaby sobie z pandemią. Podał przykład małych niepodległych państw jak Czechy, Serbia czy Litwa, które miały znacznie mniej ofiar śmiertelnych koronawirusa niż Walia. Podkreślił, że jego partia nie chce, żeby Senedd już teraz zorganizował referendum niepodległościowe – do czego i tak potrzebna by była zgoda Westminsteru – ale żeby poparł pomysł, że naród walijski powinien mieć taką możliwość i że to on ostatecznie powinien podjąć decyzję o ewentualnym odłączeniu się od Zjednoczonego Królestwa.
Pomysł Plaid nie znalazł jednak uznania innych partii. Torys Clwyd West stwierdził, że niepodległość byłaby szkodliwa zarówno dla Walii jak i dla UK.
„Sprawiłaby, że stalibyśmy się mniej odporni na globalne zdarzenia i katastrofy i mniej bezpieczni. I oczywiście wiemy, że jako beneficjent netto brytyjskiego skarby Walia stałaby się biedniejsza”.
W podobnym tonie wypowiedział się Neil Hamilton z UKIP, który stwierdził, że odłączenie się od UK byłoby dla Walii katastrofą gospodarczą. Przyznał jednak, że „w ciągu ostatnich 20 lat widzieliśmy szeroką porażkę autonomii w spełnianiu obietnic które składała”. Jane Hutt z Partii Pracy uznała, że obecna autonomia Walii jest „przestarzała i nieodpowiednia” ale stwierdziła, że w najlepszym interesie jej kraju jest „silna autonomia w silnym UK.”.
Ostatecznie wniosek Plaid o przyznanie parlamentowi prawa do organizacji referendum niepodległościowego został odrzucony. Poparło go jedynie 9 posłów Plaid, jeden był nieobecny na głosowaniu. 43 posłów pozostałych partii.
Ta porażka nie oznacza jednak, że temat umarł. Zwolennicy niepodległości Walii, nawiązując do jej flagi nazywali ją „śpiącym smokiem”. Poparcie dla tego pomysłu było bowiem znikome i jednocyfrowe. W sondażu z 2014 roku jedynie 3% Walijczyków uznało ją za dobry pomysł. Według najświeższych sondaży niepodległość popiera już jednak 25% Walijczyków. To nadal dużo mniej niż w wypadku chociażby Szkocji, gdzie niepodległość popiera 52% społeczeństwa, ale ta liczba szybko rośnie i jeżeli trend się nie odwróci, to ten pomysł zapewne jeszcze nie raz wróci.