Niemal 60 lat temu 93 amerykańskich żołnierzy wsiadło na pokład samolotu, który miał ich zabrać do Wietnamu. Nigdy tam nie dolecieli. Ich rodziny doczekały się w końcu pomnika – ale nadal nie wiedzą dlaczego ich bliscy zginęli.
W marcu 1962 roku – na trzy lata przed oficjalnym przystąpieniem USA do wojny w Wietnamie – w kalifornijskiej bazie lotnictwa wojskowego Travis zebrano 93 żołnierzy z całego USA i trzech obywateli południowego Wietnamu. Żołnierze weszli na pokład samolotu pasażerskiego Lockheed Super Constellation, który miał zabrać ich do Sajgonu. Samolot należał do linii lotniczej Flying Tiger Line, która często czarterowała loty dla amerykańskich sił zbrojnych. Po starcie wylądował i zatankował zbiorniki na Hawajach, wyspie Wake i Guam. Następnym punktem podróży miała być baza lotnicza Clark na Filipinach, ale samolot nigdy tam nie dotarł.
Jego zaginięcie było powodem największej akcji poszukiwawczej w historii Pacyfiku. Pomimo zaangażowania gigantycznych sił i środków nie udało się nigdy odnaleźć tego samolotu ani żadnej jego części. Włoska załoga amerykańskiego tankowca SS T L Linzen zgłosiła, że w nocy widziała eksplozję w przestworzach w miejscu, w którym w tamtym momencie powinien znajdować się samolot. Przyjęto więc, że lot 739 – bo taki był jego kryptonim – wybuchł w powietrzu. Nigdy jednak nie ustalono co się stało. Tego samego dnia z bazy Travis wystartował drugi samolot tej linii, który miał zawieść „tajny ładunek wojskowy” do Wietnamu, ale z powodu problemów technicznych rozbił się podczas próby lądowania na Aleutach. Wiele osób, w tym właściciel tej linii lotniczej, podejrzewało, że doszło do sabotażu, ale do dzisiaj nie udało się tego udowodnić.
Lot 739 do dzisiaj pozostaje również jedną z największych tajemnic Wojny Wietnamskiej. W 1962 roku USA wspierały władze Południowego Wietnamu, ale amerykańscy żołnierze oficjalnie nie brali jeszcze udziału w walkach. W gazetach z epoki pojawiły się nieoficjalne informacje, że żołnierze na pokładzie byli członkami elitarnych formacji zwanych Rangers, które specjalizowały się w dalekim zwiadzie poza liniami wroga, mieli być również wyszkoleni z obsługi radiostacji. Pentagon nigdy jednak nie ujawnił dlaczego wysłano ich wtedy do Wietnamu. Ich rodziny całymi latami starały się tego dowiedzieć, ale w odpowiedzi na ich wnioski do sądów wojsko dawało im mocno ocenzurowane dokumenty, z których nic nie dawało się dowiedzieć.
Rząd USA nie chciał również uczcić ich pamięci. W Waszyngtonie znajduje się memoriał poświęcony ofiarom tej wojny, w którym stoi mur z czarnego granitu, na którym wygrawerowano nazwiska wszystkich amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli w tym konflikcie. Poza nazwiskami żołnierzy z lotu 739. Oficjalnie powodem ich pominięcia było to, że nie stracili życia w strefie walk, ale wiele osób zwracało uwagę, że nazwiska żołnierzy, którzy zginęli poza nią też można odnaleźć na tym monumencie. Demokratyczny senator Gary Peters na prośbę ich rodzin stworzył w 2019 projekt ustawy, która dodałaby ich nazwiska do tego pomnika, ale nigdy nie trafił on do prac Senatu.
„Czuję się sfrustrowana. To zupełnie tak jakby nie istnieli jako żołnierze. To zupełnie tak jakby nie mieli znaczenia, jakby ich śmierć nie miała znaczenia”
- powiedziała agencji AP Dianna Taylor Crumpler. Jej brat, kapelan James Henry Taylor był jednym z pasażerów tego lotu.
O walce rodzin o pamięć o swoich bliskich dowiedziała się organizacja dobroczynna Wreaths Across America (WaA). Organizacja ta zajmuje się kultywowaniem pamięci o amerykańskich żołnierzach, którzy oddali życie za ojczyznę. Słyną głównie ze składania wieńców na ich grobach. Jej założyciel Morrill Worcester był tak poruszony ich historią, że zdecydował się nie czekać na rząd. Kiedy Jennifer Kirk, krewna specjalisty Donalda Sargenta opowiedziała mu o ich walce zdecydował się na ufundowanie pomnika na własnej ziemi w Columbia Falls w stanie Maine. „Oni tylko próbowali zdobyć jakieś odpowiedzi i jakąś formę zamknięcia, aby wiedzieć, że ci ludzie nie zostali zapomniani” - powiedziała o rodzinach ofiar jego żona i dyrektor wykonawczy WaA Karen Worcester.
Przygotowany przez WaA pomnik przypomina nieco ten z Waszyngtonu. To tablica wykonana z czarnego granitu, na której wygrawerowano nazwiska wszystkich, którzy znajdowali się na pokładzie tego samolotu w momencie katastrofy. Została przymocowana do płasko ściętego głazu, za którym umieszczono maszt z amerykańską flagą. „Jest niesamowity” - skomentowała Donna Ellis, która w tej misji straciła ojca.
Pomnik odsłonięto w sobotę. W trakcie uroczystości na którą zaproszono członków ich rodzin odczytano nazwiska zaginionych żołnierzy, oddano salwę honorową i złożono pod nim wieńce. Obecny na tej uroczystości Phil Waite z zajmującej się upamiętnianiem wojny w Wietnamie organizacji USAVWC zapowiedział, że to dopiero pierwszy krok. Same rodziny twierdzą, że są wzruszone postawą Worcestera i odsłonięcie tego pomnika przyniosło im ulgę. Mają jednak zamiar nadal walczyć o to, żeby ich krewni zostali upamiętnieni tak, jak wszyscy inni, którzy oddali życie w walce z komunizmem w Indochinach.