Jak przyznaje jeden z 954 wyborców w Chinach, do głosowania skłania go troska o ojczyznę. "Nie jest mi obojętne, kto rządzi" – mówi Paweł Szych, który swoją kartę wrzucił do urny w Pekinie. "Utrzymuję żywy kontakt z rodziną i przyglądam się zmianom, jakie w kraju zachodzą. Generalnie głosuję w każdych wyborach" – podkreśla.
Głosowanie w Chinach odbyło się w czterech komisjach – oprócz stolicy także w Szanghaju, Kantonie i Specjalnym Regionie Administracyjnym Hongkongu. Po zamknięciu konsulatu RP w Chengdu w tym roku nie utworzono obwodu w tym mieście. Mimo to – jak zauważyły osoby zasiadające w pekińskiej komisji – nie odnotowano, aby na listę w stolicy zapisały się osoby, które na co dzień mieszkają w środkowych lub zachodnich Chinach. Chengdu od Pekinu dzieli ponad 1,8 tys. km, a najbliższa komisja, w Kantonie, oddalona jest o 1,5 tys. km.
Według szacunkowych danych w Pekinie do godziny 13.00 czasu lokalnego głos oddało "około 15 proc." z 278 osób.
Kolejki przed komisją w Tokio
Kolejki, jak relacjonują w mediach społecznościowych Polacy głosujący w Japonii, w godzinach porannych utworzyły się przed komisją wyborczą w Tokio. W Kraju Kwitnącej Wiśni do spisu wyborców dopisało się najwięcej osób w regionie – w samej stolicy 1,1 tys., a w Kobe ponad 400 kolejnych osób.
Liczna grupa Polaków, przeszło 670, zadeklarowała chęć oddania głosu w Seulu, stolicy Korei Płd.
Najmniej głosujących – 49 osób – zarejestrowało się na Filipinach. Po ok. 400 obywateli Polski deklarowało oddanie głosu w Singapurze, Tajlandii i Indonezji – w tym ostatnim kraju utworzono dwie komisje, w tym jedną na wyspie Bali, gdzie zapisało się 313 osób. Nieco mniej chętnych było w Wietnamie, Tajwanie i Malezji. Wyniki zostaną ogłoszone po zakończeniu głosowania w Polsce.