Raport amerykańskich służb wywiadowczych dotyczący zagranicznej ingerencji w wybory prezydenckie będzie opóźniony. Nieoficjalnie wiadomo, że służby nie chcą się zgodzić ze sobą co do roli Chin – co zdaniem wielu osób znaczy, że ich część nie chce na starcie skompromitować Bidena.
Raport dotyczący oceny wpływu obcych państw na wybory miał zostać opublikowany 18 grudnia. Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego (DNI) ogłosiło jednak, że tak się nie stanie i na razie nie wiadomo, kiedy ten raport się pojawi. Amanda Schoch, rzecznik prasowy DNI, powiedziała telewizji Fox News, że agencje już od dnia wyborów otrzymują nowe istotne doniesienia w tej sprawie i część z nich nie zdążyła ich jeszcze przeanalizować. Obiecała, że stanie się tak najszybciej jak to będzie możliwe.
Biuro DNI już jakiś czas temu ogłosiło, że w wybory próbowały ingerować Rosja i Iran. Rosjanie mieli próbować siać dezinformację wśród wyborców. Jedna z ich akcji polegała na tym, że udało im się zdobyć adresy e-mail zarejestrowanych wyborców Demokratów w czterech kluczowych stanach. Nie było to zapewne zbyt trudne – w USA dane wyborców nie są szczególnie mocno chronione, w wielu miejscach można je wręcz legalnie kupić za relatywnie niewielkie pieniądze. Następnie ci wyborcy otrzymali e-maile z groźbami, które rzekomo zostały wysłane przez demonizowaną przez lewicowe media organizację Proud Boys.
Znacznie ciekawsza była ingerencja Iranu. Według DNI Republika Islamska chciała wykorzystać panujące w USA w tym roku niepokoje społeczne aby zaszkodzić Trumpowi. W tym celu próbowali je jeszcze bardziej podgrzewać poprzez np. wysyłanie e-mail czy publikowanie w serwisach społecznościowych nagrań z dezinformacją zaprojektowaną tak, aby jeszcze bardziej zaostrzyć konflikt społeczny. Podczas konferencji prasowej na której to ujawniono nie pojawiły się informacje o chińskiej ingerencji, ale od tego czasu wielu związanych z wywiadem oficjeli, między innymi dyrektor Narodowego Centrum Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Bill Evanina, mówiło otwarcie, że taka ingerencja miała miejsce. Sam szef DNI John Ratcliffe napisał w felietonie, że Chiny to największe wyzwanie i zagrożenie przed jakim stoją amerykańskie służby.
Jak donoszą amerykańskie media, służby nie mogą się jednak zgodzić jak w raporcie opisać ingerencje Chin. Zdaniem części analityków odpowiedzialnych za stworzenie tego raportu ingerencja Chin była bardzo poważna. Inni mają jednak uważać, że aktywność chińskich służb była minimalna. Niektórzy twierdzą nawet, że skończyła się tylko na planach, które ostatecznie nie weszły w życie.
W świetle ostatnich rewelacji, jakie wyszły na jaw, można raczej bezpiecznie założyć, że to ci pierwsi mają rację. Niedawno wybuchła bowiem chociażby afera wokół demokratycznego kongresmana Erica Swalwella. Okazało się, że był on blisko związany z Chinką o imieniu Fang Fang, którą FBI uznało za agenta wpływu. Jej zadaniem było nawiązywanie kontaktów z początkującymi lewicowymi politykami w nadziei na to, że któryś z nich zrobi karierę. W powszechnej opinii sprawa Fang Fang była tylko wierzchołkiem góry lodowej i takich agentów jak ona, chcących wpłynąć na decyzje podejmowane przez amerykańskich polityków, są w USA setki, jeśli nie tysiące. Wczoraj brytyjski dziennik The Guardian ujawnił również, że chiński wywiad szpiegował amerykańskie połączenia telefoniczne. Mieli prowadzić akcję masowego zbierania danych o zwyczajach, podróżach etc., podsłuchiwali też rozmowy.
Biorąc pod uwagę wyjątkową aktywność chińskiego wywiadu w USA, wydaje się skrajnie nieprawdopodobne, żeby Chińczycy przynajmniej nie spróbowali ingerencji w wybory. Tym bardziej, że obaj kandydaci byli skrajnie różni z ich perspektywy. Donald Trump prowadził wobec Pekinu politykę bardzo twardej ręki. Walczył między innymi z zasadami handlowymi faworyzującymi Chiny nad USA, co doprowadziło do wojny celnej, ale także z chińską infiltracją, Huawei w sieci 5G, naruszeniami praw człowieka, łamaniem praw mieszkańców Hong Kongu itp.
Joe Biden w czasach, w którym był wiceprezydentem, był zwolennikiem resetu z Chinami na wzór nieudanego resetu z Rosją, który wprowadził Obama i który zdaniem wielu osób spowodował kryzys na Ukrainie. Dodatkowo wyszło na jaw, że jego syn Hunter był zaangażowany w mocno podejrzane interesy z Chińczykami, co zdaniem wielu komentatorów może dać Pekinowi ogromne możliwości nacisku na niego.
Chińskie państwowe media nawet nie próbowały ukrywać radości ze zwycięstwa Bidena, pojawiały się w nich również liczne artykuły zachwalające perspektywę nowej współpracy na miejsce dawnej wrogości. Gdyby po publikacji tego raportu wyszło na jaw, że Chińczycy próbowali mu w nielegalny sposób zwyciężyć, to byłoby to dla niego dużym problemem wizerunkowym. Tym większym, że w USA obawa przed rosnącymi wpływami Chin jest ponadpartyjna – Republikanie boją się tego nieco bardziej, ale także Demokraci traktują to zagrożenie bardzo poważne.
Nic dziwnego, że pojawiły się już głosy, że prawdziwym powodem opóźnienia nie jest różnica zdań a właśnie chęć tego, żeby raport nie był problemem dla Bidena. Wiele osób zwraca uwagę, że w 2016 roku środowisko wywiadowcze nie miało problemu z sugerowaniem, że Rosjanie pomogli Trumpowi wygrać, chociaż późniejsze śledztwa, w które zaangażowano ogromne siły i środki, nie znalazły na to żadnych dowodów a samo działanie służb wokół tej sprawy jest teraz obiektem śledztwa ze strony specjalnego inspektora powołanego przez Departament Sprawiedliwości. Eksperci zwracają też uwagę, że w wypadku takich raportów kiedy analitycy nie potrafią osiągnąć wspólnego stanowiska w jakiejś sprawie, to zwykle nie opóźnia się publikacji do czasu osiągnięcia consensusu tylko publikuje raport ze stanowiskami obu stron.
Jedno ze źródeł Fox News stwierdziło jednak, że za opóźnieniem stoi sam Ratcliffe. Powiedziało, że chce on „aby dane wywiadowcze zostały oddane w sposób dokładny i szczery jeśli chodzi o Chiny i wszystko inne” zanim złoży na raporcie swój podpis. W podobnym tonie wypowiedział się były ambasador w Berlinie Richard Grennel, który przed nominacją Ratcliffe'a pełnił obowiązki DNI. Napisał na Twitterze, że Ratcliffe „postawił się zawodowym analitykom, którzy chcą, aby oddano ich poglądy. Innymi słowy, walczy o to, aby materiały wywiadowcze nie były upolitycznione”.