Afera wokół syna Joe Bidena weszła na kolejny poziom. Tym razem republikański senator Ron Johnson zażądał wyjaśnień od dyrektora FBI i oskarżył jego agencję o stronniczość. Służba miała zataić, iż posiada komputer Huntera Bidena, w którym znaleziono kompromitujące biznesmena i jego ojca listy.
Dziennik „New York Post” jakiś czas temu zaczął publikować maile związane z szemranymi interesami Huntera, syna byłego wiceprezydenta i kandydata w tegorocznych wyborach Joe Bidena. Wynikało z nich, że Hunter mógł wykorzystywać w nich rodzinne koneksje. Jeden z listów na przykład stwierdzał, że mężczyzna doprowadził do spotkania ze swoim ojcem wysoko postawionego dyrektora z ukraińskiego konsorcjum Burisma. W tejże firmie Hunter zasiadał w radzie nadzorczej. Wcześniej Joe Biden wielokrotnie twierdził, że nie interesował się interesami swojego syna ani nie brał w nich udziału. Inny mail sugerował, że część jego kapitału mogła pochodzić ze spółki z Chińczykami. Niewykluczone, że do wyborów pojawią się kolejne rewelacje.
„NYPost” od początku nie ukrywał jak wszedł w posiadanie tych maili. Do jednego z serwisów komputerowych w Delaware, rodzinnym stanie Bidenów, ktoś przyniósł laptopa do naprawy. W trakcie tej naprawy serwisant skopiował zawartość jego dysku twardego w ramach zabezpieczenia przed jej utratą. Po zakończonej naprawie nikt jednak nie zgłosił się po jego odbiór. Wiedział, że laptop ma związek z rodziną Bidenów – na jego obudowie była nalepka prowadzonej przez nich fundacji. O posiadaniu przez serwisanta tego laptopa dowiedział się jakoś sąd, który nakazał mężczyźnie oddać go FBI. Kopię zawartości dysku, na którym znajdowały się kompromitujące Bidenów maile, mężczyzna przekazał natomiast prawnikowi Rudiemu Giulianiemu, bliskiemu sojusznikowi Trumpa, a ten przekazał go z kolei dziennikarzom.
Fakt, że laptop jest lub był w posiadaniu FBI oburzył senatora Rona Johnsona, przewodniczącego senackiej komisji bezpieczeństwa wewnętrznego i spraw rządowych. W liście do szefa FBI Christophera Wraya, który widzieli dziennikarze Fox News, ujawnił, że już 24 września – na długo przed pierwszą publikacją „NYPost” – zwrócił się do nich mężczyzna, który powiedział im, że posiadał laptopa należącego do Huntera Bidena, który oddał następnie FBI. Komisja od razu wysłała podane im przez niego szczegóły całej sprawy do FBI prosząc o ich potwierdzenie, co jest standardową procedurą przy odsiewaniu mitomanów, ale FBI zastosowała tzw. odpowiedź glomar: „nie możemy ich potwierdzić ani im zaprzeczyć”.
„Moim obowiązkiem jest weryfikowanie wszelkich informacji, które trafiają przed moją komisję. Komisja musi wiedzieć czy otrzymuje informacje, które są oszustwem lub nie są dokładne” - napisał w swoim liście do Wraya. Zażądał od niego informacji o tym, czy FBI sprawdziło prawdziwość treści znajdujących się na laptopie Bidena i jakie podjęli działania odkąd wpadł w ich ręce. Chce również wiedzieć czy to FBI wystąpiło do sądu po to, aby ten nakazał oddanie laptopa i jeśli tak, to dlaczego.
Fakt, że o posiadaniu tego laptopa przez FBI dowiedział się z prasy, wyraźnie rozwścieczył senatora. „FBI ma obowiązek nas informować. Jeśli wierzyli, że to rosyjska dezinformacja, to powinni przeprowadzić briefing w tej sprawie” - powiedział dziennikarzom - „Jeśli na przykład wierzyli też, że informacje które dał na sygnalista to kłamstwo, to też byłoby to przestępstwo i FBI powinno nam to powiedzieć”.
Johnson podkreślił, że ta sprawa i jego list to nie jest odosobniony wypadek a część większej całości.
„Dlaczego go przetrzymywali? Czy wyciszyli tę sprawę bo Hunter Biden był zaangażowany w sprawy, wobec których powinno się przeprowadzić śledztwo i postawić zarzuty?” - spytał - „Czy mamy dwa systemy sprawiedliwości, jeden dla Demokratów i drugi dla Republikanów? Jeden dla tych z koneksjami i drugi dla reszty Amerykanów?”.
Johnson zwrócił również uwagę na wymijający komentarz ludzi Bidena w sprawie rzekomego spotkania z dyrektorem z Burismy. Po publikacji „NYPost” stwierdzili bowiem tylko, że to spotkanie nie pojawiło się w jego oficjalnym kalendarzu. Johnson zauważył, że wiele spotkań wiceprezydentów i innych wysoko postawionych polityków nie są wpisywane do oficjalnych kalendarzy. „Nie zdziwiłbym się jeśli tak było w tym wypadku” - podkreślił.
To nie jest pierwszy raz kiedy FBI zostało oskarżone o polityczną stronniczość. Najgłośniej było o ich operacji Crossfire Hurricane czyli śledztwie wobec rzekomej rosyjskiej ingerencji w wybory. Coraz więcej Republikanów oskarża agencję, że jej prawdziwym celem było szpiegowanie kampanii Trumpa i zaszkodzenie mu politycznie, co sam prezydent ochrzcił mianem „Obamagate”. Śledztwa w tej sprawie nadal trwają.
Wczoraj przedstawiciele organizacji polonijnych w Stanach Zjednoczonych wystosowali list do kandydata Partii Demokratycznej na prezydenta Joe Bidena, podkreślając, że są zawiedzeni jego krytycznymi uwagami pod adresem Polski. Zaapelowali, aby je skorygował. - Komentarz był krzywdzącym, fałszywym określeniem odnoszącym się do Polski - przyznają autorzy listu.
List podpisany przez Tadeusza Antoniaka z Komitetu Upamiętnienia Katastrofy Smoleńskiej i koordynatora Klubów "Gazety Polskiej" w Ameryce Macieja Rusińskiego nawiązuje do czwartkowej wypowiedzi byłego wiceprezydenta USA podczas jego przedwyborczego zgromadzenia publicznego (Town Hall) w Pensylwanii, transmitowanego przez telewizję ABC News. Krytycznie wyraził się on o sytuacji na Białorusi, w Polsce i na Węgrzech. Mówił też o "wzroście totalitarnych reżimów na świecie".