W prokremlowskiej tubie propagandowej Rossija 1 padły skandaliczne słowa o zrywie robotników z października 1956 roku. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Węgier zareagowało błyskawicznie. Wezwano ambasadora Rosji.
W tym roku mija 60. rocznica wydarzeń na Węgrzech. 23 października 1956 roku wybuchła rewolucja węgierska, która była próbą uwolnienia się Węgrów spod sowieckiej okupacji. W oficjalnych uroczystościach wzięli udział prezydent RP Andrzej Duda, a także redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.
CZYTAJ WIĘCEJ: Andrzej Duda w Budapeszcie: Polacy i Węgrzy krwią płacili za wolność. Europa czasem nas nie rozumie
W wyniku walk od 23 października zginęło po węgierskiej stronie 2500 osób, głównie w Budapeszcie, ponad 20 tysięcy aresztowano lub internowano. Skazano na śmierć i stracono ogółem ok. 230 osób. W tych trudnych chwilach Polacy w niezwykły sposób okazali pomoc „węgierskim bratankom”, w całym kraju zgłosiło się 11 196 honorowych krwiodawców, powstawały komitety zajmujące się działaniem na rzecz potrzebującej ludności węgierskiej.
Gdy na Węgrzech świętowano rocznicę wydarzeń sprzed 60. lat, w telewizji Rossija 1 doszło do skandalu. Wiceszef stacji Dmitrij Kisielow określił to co się wówczas wydarzyło pierwszą "kolorową rewolucją". Była to jasna, choć absurdalna aluzja, że za zrywem robotników stał Zachód. W programie padło wiele innych obraźliwych dla Węgrów stwierdzeń.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Węgier zareagowało natychmiast -
wezwany został ambasador Rosji. W decyzji podkreślono, że Węgry "nie będą tolerować, by ktokolwiek wypowiadał się w sposób pogardliwy o rewolucji 1956 r. i jej bohaterach".
Źródło: niezalezna.pl
#MSZ
#Węgry
#Rossija 1. Rosja
gb