W kwietniu w norweskiej lidze został wprowadzony system wideo-weryfikacji VAR. Jednak po trzech miesiącach od jego zastosowania, system ten zdążył już zdobyć liczne negatywne opinie ze strony kibiców, działaczy, części sędziów oraz samych piłkarzy. Powodem niechęci jest nie tylko jego techniczne niedoskonałości, ale także fakt, że wprowadza zbyt długie przerwy w meczach.
W dniu premiery 10 kwietnia, system wideo-weryfikacji VAR był wprowadzony do czterech z siedmiu meczów norweskiej ligi. Niestety, w kluczowych momentach, gdy sędziowie musieli podejmować ważne decyzje, system okazał się niesprawny z powodu problemów technicznych. Część kamer przestała działać ze względu na zamoknięcie kabli, które łączyły je z centrum sędziowskim VAR.
Niefortunnie, podczas niedzielnego spotkania między zespołami Odd i Valerenga, arbitrzy zostali zmuszeni do długiego zastanawiania się - aż siedem i pół minuty - nad decyzją dotyczącą spalonego gola zdobytego przez gospodarzy. Kolejnym razem przyczyną opóźnienia było ponownie złe funkcjonowanie systemu VAR, co nie pozostawiło pozytywnego wrażenia zarówno u kibiców, działaczy, sędziów, jak i piłkarzy.
Kibice protestują bannerami na trybunach i okrzykami oraz wchodzeniem na stadiony dopiero 15 minut po rozpoczęciu meczu. Twierdzą, że VAR w Norwegii po prostu nie działa. Tymczasem, system kosztuje norweskie kluby ok. 1,5 miliona euro rocznie.