- Wyszło dwóch młodych mężczyzn, meneli można powiedzieć! Jeden z nich zaczął zadawać mi zadać pytania o sprawy związane z Trybunałem Konstytucyjnym, drugi wszystko to nagrywał. Nie wiem, czy byli po jakichś narkotykach. Bałam się, poszłam do najbliższego sklepu - mówiła niedługo po zdarzeniu sędzia Trybunału Konstytucyjnego Krystyna Pawłowicz. Po opowiedzeniu całego zajścia przyznała: "mnie się nie zastraszy, źle trafili".
Chwilę przed 18 samochód z Trybunału Konstytucyjnego odwiózł mnie pod samą klatkę bloku, w którym mieszkam - relacjonowała na antenie TVP Info sędzia Pawłowicz.
- Wyszło dwóch młodych mężczyzn, meneli można powiedzieć! Jeden z nich zaczął zadawać mi zadać pytania o sprawy związane z Trybunałem Konstytucyjnym, drugi wszystko to nagrywał. Nie wiem, czy byli po jakichś narkotykach. Bałam się, poszłam do najbliższego sklepu - opowiadała.
- Kiedy weszłam do sklepu, dalej stali pod sklepem. Zadzwoniłam na policję. Panowie policjanci wylegitymowali tych ludzi. Po tym policja odwiozła mnie pod dom - tłumaczyła sędzia TK. - Mimo to, wrócili pod mój dom. Cały czas mówią o jakiejś wolności… Zwykła bandyterka!
- relacjonowała.
Wyraziła obawę czy „ci ludzie nie wrócą”.
Przyznała, że czuła się tak, „jak w grudniu 2016 roku po uchwaleniu ustawy dezubekizacyjnej”.
- Pewnie nie mam na co liczyć, jeśli chodzi o ochronę sądową. Wszystkie te napady kończą się umorzeniami - przekonywała sędzia Pawłowicz.
Poinformowała, że nie złoży zawiadomienia. - Wiem, że policji dołożyłabym pracy, a w sądzie ci ludzie nie doczekaliby sprawiedliwości - mówiła dalej.
- Czuję się zastraszona! To efekt szczucia na polityków. Gdy byłam posłem, dość wyraźnie i odważnie wypowiadałam się na różne tematy. Czuję się nękana - powiedziała była polityk.
- Mnie się nie zastraszy, źle trafili - zadeklarowała i dodała: „takie działania jednak nie tylko wykonuje się na ulicy, ale też w mediach. „Gazeta Wyborcza” opublikowała w ostatnim czasie szereg artykułów, który miał mnie skłócić z panią prezes”.
.@KrystPawlowicz w #GośćWiadomości: Ja się czuję zastraszona(...) to jest efekt takiego terroryzowania i szczucia - na mnie też, ale i na innych polityków również #wieszwięcej pic.twitter.com/2lD0ShTK5z
— portal tvp.info 🇵🇱 (@tvp_info) October 22, 2020
Do zajścia odniósł się już wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. Przyznał, że atak na sędzię TK to "dowód na to, że opozycja i jej zwolennicy potrafią jedynie używać argumentu siły".
Atak na sędziego TK za to, że broni wartości w zapisanych w konsytucji to kolejny dowód na to, że opozycja i jej zwolennicy potrafią jedynie używać argumentu siły.
— Sebastian Kaleta (@sjkaleta) October 22, 2020
Lewica ma historyczne doświadczenie w uzasadnieniu swojej agresji, tak zapewne będzie i w tym przypadku.
Wniosek grupy posłów dotyczący tzw. aborcji eugenicznej po raz pierwszy trafił do Trybunału Konstytucyjnego już trzy lata temu. Ze względu na zakończenie kadencji parlamentu uległ on jednak dyskontynuacji. Po raz kolejny wniosek trafił do TK w 2019 r. - złożyła go grupa 119 posłów PiS, PSL-Kukiz'15 oraz Konfederacji.
We wniosku zaskarżono przepis, który stanowi, że aborcja jest dopuszczalna, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, a także przepis doprecyzowujący tę regulację. Mowa w nim o tym, że w takich przypadkach przerwanie ciąży jest dopuszczalne do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej.
Obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na dokonanie aborcji w trzech przypadkach. Jednym z nich jest właśnie duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu; pozostałe to sytuacja, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.