Ryszard Bańkowicz, szef Rady Etyki Mediów – od wielu lat atakującej i pouczającej konserwatywne media – wychwalał w latach 70. „głoszone przez państwa socjalistyczne, przez Polskę, idee umacniania powszechnego bezpieczeństwa i utrwalania atmosfery odprężenia”. A jako „ekspert” od polityki zagranicznej, jeżdżący za PRL po całym świecie, chwalił organizację pracy w sowieckich kombinatach, potępiając jednocześnie wyzysk robotników w Holandii.
Gdy „Gazeta Polska”, piórem niżej podpisanego, ośmieliła się zauważyć, że obecny marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk (PO) ma w kwestii przekopu Mierzei Wiślanej takie same poglądy jak Moskwa, a do tego przedstawia je na łamach kremlowskiego Sputnika, Rada Etyki Mediów nie posiadała się z oburzenia. W oświadczeniu REM stwierdzono m.in., że „autor artykułu i redakcja, która opublikowała tekst o tak prymitywnie propagandowym zamierzeniu, naruszyli trzy zasady dziennikarskiej etyki zawodowej zapisane w Karcie Etycznej Mediów”.
Ostatnio Rada Etyki Mediów krytykowała też wielokrotnie TVP, twierdziła również, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz był „obiektem oszczerstw”.
Kto stoi na czele REM, roszczącej sobie prawa do dzielenia dziennikarzy na „dobrych” i „złych”? Od 2011 roku jej przewodniczącym jest urodzony w 1939 roku dziennikarz Ryszard Bańkowicz. W oficjalnym biogramie umieszczonym w jego książce „Cyprysy na wietrze” z 1972 roku czytamy o nim:
W tym samym 1972 roku właśnie w czasopiśmie „Dookoła świata” ukazał się artykuł Ryszarda Bańkowicza zatytułowany „Nasze miejsce”. Poświęcony był Narodowemu Świętu Odrodzenia Polski – obchodzonemu w PRL co roku 22 lipca, a ustanowionemu przez komunistów na pamiątkę rocznicy ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w 1944 roku. Przewodniczący obecnej Rady Etyki Mediów pisał w owym tekście:
10 lat później, gdy komuniści wprowadzili w PRL stan wojenny, a ZSRS okupował Afganistan, Bańkowicz chwalił Chińską Republikę Ludową za zmianę kursu wobec Związku Sowieckiego na mniej konfrontacyjny. W jego artykule w „Głosie Pomorza” z 1982 roku czytamy:
Bańkowicz pisał dalej:
W 1968 roku ukazała się książka Ryszarda Bańkowicza „Oczy na Meksyk”, będąca relacją z jego wyprawy do tego kraju. Z publikacji dowiadujemy się m.in., że meksykańska „Partia Ludowa, zbliżona do komunistów [w rzeczywistości nie zbliżona, lecz komunistyczna – przyp. red.] (...) umie ocenić właściwie posunięcia, zmierzające do umocnienia politycznej i rozszerzenia ekonomicznej niezawisłości Meksyku”.
W książkę – przy okazji wzmianki o podpisaniu przez Meksyk traktatu o zakazie broni jądrowej w Ameryce Łacińskiej – wpleciono też pochwałę planu Rapackiego z końca lat 50., czyli korzystnej dla Związku Sowieckiego inicjatywy rozbrojenia nuklearnego Europy Środkowej. „Przeciwnicy polskich inicjatyw pokojowych, oponenci Planu Rapackiego, twierdzili zawsze, że ujęcie tych projektów w formuły prawne wiąże się z trudnościami nie do pokonania. Układ Ameryki Łacińskiej odbiera więc tym oponentom argumenty” – przekonywał Bańkowicz. „Oczy na Meksyk” to także pochwalne wzmianki o komunistycznej rewolucji kubańskiej i atak na meksykański „kler, który był największym, najbardziej bezwzględnym właścicielem ziemskim” i „bogacił się dzięki pracy niewolników”.
Podobne wtręty znajdujemy w wydanej w 1972 roku książce „Cyprysy na wietrze”, poświęconej sytuacji politycznej na Cyprze. Bańkowicz – strasząc greckimi „faszystami” z NATO – pisze w niej, że „rząd grecki wszczął wymierzoną przeciwko Makariosowi [prezydent Cypru w latach 1960–1974 – przyp. red.] i cypryjskim siłom postępowym ofensywę propagandową, do której włączyły się rozmaite organizacje społeczne Grecji i emigrantów cypryjskich. (...) Rząd greckich pułkowników imputował komunistom Cypru, że chcą oni »wykorzystać rozwój wypadków do rozniecenia wojny domowej i spowodowania innych niebezpiecznych komplikacji o międzynarodowych następstwach«”.
Inna publikacja Bańkowicza – „Z różą w zębach” z 1977 roku – to cykl artykułów, felietonów i komentarzy o świecie. Obecny szef Rady Etyki Mediów pochyla się w niej m.in. nad problemem wyzysku młodych robotników w kapitalistycznej Holandii (artykuł „Jak okraść nastolatka”). „W trosce o swoje fabrykanci sięgają po tandetną moralistykę (...). Prywatny przedsiębiorca chętniej widzi w rękach robotnika łopatę niż pieniądze za pracę. A ponieważ holenderskie związki zawodowe (...) nie reprezentują ich stanowiska w rokowaniach z fabrykantami, tym łatwiejszy jest wyzysk młodych”. Z innego tekstu w książce przebija podobna troska o całą zachodnią młodzież. „Działacze organizacji młodzieżowych Wspólnego Rynku, nie tylko zresztą ugrupowań młodej lewicy, domagają się dyskusji nad problemami, przed którymi stoi bezrobotna młodzież. Za każdym razem odpowiadano im, że władze EWG mają dziesiątki pilniejszych spraw do załatwienia (...). O braku pracy dla młodych pisze też obszernie prasa amerykańska” – alarmuje Bańkowicz.
„Z różą w zębach” rzuca także światło na „wyzysk” robotników w innym państwie. Nie, nie w Polsce, w której w 1976 roku brutalnie tłumiono wystąpienia pracownicze, lecz w Korei. I to nie w Północnej, lecz w... dynamicznie rozwijającej się wówczas kapitalistycznej Korei Południowej. „Na przedmieściach miast bezrobotni budują rudery z blachy i tektury. Strajki są zabronione, a jakakolwiek prezentacja postulatów robotniczych jest niemożliwa. (...) W tych warunkach reprezentantami walczących robotników stają się nieliczni postępowi przedstawiciele kleru” – informuje polskiego czytelnika Bańkowicz.
Ale nie wszędzie było aż tak źle, bo w artykule obok („Z kosmosu – do frezarki”) Bańkowicz dowodzi, iż „załogi kombinatu hutniczego w Niżnim Tagile, kopalni rudy żelaza w Wysokogorsku i innych uralskich zakładów tak umiejętnie wykorzystywały liczne spotkania z maturzystami dla zaprezentowania specyfiki swojej pracy, że szkoły przyzakładowe zostały zarzucone tu podaniami o przyjęcie. Praca w tych zakładach uważana jest dziś przez młodzież za wyróżnienie”.
W 1976 roku dobrze żyło się też węgierskim robotnikom. „Na Węgrzech prowadzone były badania socjologiczne dotyczące problemów życiowych i zawodowych robotników zatrudnionych w wielkich zakładach przemysłowych. (...) 2/3 ankietowanych wyraziło zadowolenie ze swej pracy i ze swojego zakładu. Tylko 10 proc. nie jest zadowolonych i z charakteru, i z miejsca pracy” – czytamy w książce Bańkowicza.
Promyk nadziei błysnął też nad Italią. „Burmistrz Gabbuggiani, który objął urząd w 1975 r., jest pierwszym komunistą na tym stanowisku we Florencji. Członkowie Włoskiej Partii Komunistycznej, którzy stoją na czele magistratów także kilku innych największych miast kraju, udowodnili – a przyznają to nawet ich przeciwnicy – swoją kompetencję i sprawność organizacyjną” – wskazuje Ryszard Bańkowicz.
Z pracą w uralskim kombinacie czy węgierskim zakładzie przemysłowym oraz z kompetencjami włoskich komunistów równać może się tylko jedno: sowiecki szampan.
„Wytwarzaniem szampana zajmuje się obecnie w ZSRR 27 fabryk, ale zakłady w Abrau-Djurso nadal mają najwyższą renomę. W bieżącym roku opuści je ponad cztery miliony butelek szampana, nazywanego przez niektórych zachodnich odbiorców »zwycięzcą Francuzów«”
– ogłasza Bańkowicz. I objaśnia, że sowiecki szampan zasłużył na ten tytuł, gdyż „otrzymał nagrodę Grand Prix, jak i złoty medal” na międzynarodowych targach odbywających się – uwaga – na Krymie. Swe wywody autor kończy błyskotliwym spostrzeżeniem: