Główny podejrzany o przyczynienie się w grudniu ubiegłego roku do wybuchu gazu w Szczyrku, w wyniku którego zginęło osiem osób, pozostanie w areszcie. Sąd Apelacyjny w Katowicach nie uwzględnił dziś zażalenia obrony na decyzję bielskiego sądu okręgowego.
Roman D. to szef firmy zlecającej prace, w wyniku których - według ustaleń śledztwa - doszło do wybuchu i jedna z trzech osób, którym przedstawiono zarzuty dotyczące katastrofy.
10 czerwca bielski sąd na wniosek tamtejszej prokuratury przedłużył mu okres aresztowania o trzy miesiące, tj. do 13 września. Tamto postanowienie zaskarżyła obrona. Sąd apelacyjny utrzymał je we worek w mocy, uznając, że w dalszym ciągu istnieją przesłanki uzasadniające dalsze stosowanie tego środka zapobiegawczego, m.in. grożąca podejrzanemu surowa kara.
- Czyn zarzucany podejrzanemu jest zagrożony karą do 12 lat pozbawienia wolności, a jeśli przyjąć nieumyślną wersję tego czynu to zagrożenie wynosi do 8 lat pozbawienia wolności. Biorąc pod uwagę wyjątkowo tragiczne skutki tego zdarzenia, prognoza wymierzenia podejrzanemu surowej kary nie jest wyłącznie hipotetyczna, tylko jak najbardziej realna
- powiedział rzecznik SA Robert Kirejew.
Jak dodał sędzia, w toczącym się śledztwie istotne znaczenie mają tzw. osobowe źródła dowodowe – chodzi o zeznania świadków z zawodowego otoczenia podejrzanego. W opinii sądu istnieje obawa utrudniania postępowania. SA nie podzielił argumentacji obrony, która proponowała zmianę aresztu na łagodniejsze środki zapobiegawcze – dozór policji i zakaz opuszczania kraju, ewentualnie 100 tys. zł poręczenia majątkowego.
Do tragedii w Szczyrku doszło wieczorem 4 grudnia ub.r. Wybuch gazu zniszczył całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu osób. Według ustaleń śledztwa, powadzonego przez bielską prokuraturę, istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom.
18 grudnia zatrzymano trzech mężczyzn - poza D. to pracownicy firmy podwykonawczej, którzy realizowali prace – operator wiertnicy i jego pomocnik. Podejrzani usłyszeli zarzuty z art. 163 Kodeksu karnego. Dotyczą one sprowadzenia pożaru i zawalenia się budynku, w wyniku czego śmierć poniosło osiem osób. Grozi im do 12 lat więzienia. Po przedstawieniu zarzutów i przesłuchaniu mężczyźni zostali aresztowani.
W połowie maja bielski sąd nie przedłużył operatorowi i jego pomocnikowi aresztu, tę decyzję – po zażaleniu prokuratury - zmienił 9 czerwca SA, uznając że są przesłanki do ich dalszej izolacji. Decyzję o ponownym aresztowaniu zaskarżyła obrona, jej zażalenie w połowie lipca rozpozna inny, trzyosobowy skład SA.
Bielska prokuratura okręgowa przedstawiła w tym śledztwie zarzuty także trzem innym osobom. Dotyczą one m.in. fałszowania i posługiwania się fałszywą dokumentacją. Rzecznik prokuratury Agnieszka Michulec zaznaczyła, że zarzuty nie mają związku z samą katastrofą i są to pracownicy innej firmy, realizującej inwestycję związaną z rozbudową sieci gazowej. Nie są związani z trzema pierwszymi podejrzanymi.