Z Ewą Andruszkiewicz, członkiem rady społecznej przy komisji weryfikacyjnej oraz osobą poszkodowaną w wyniku dzikiej reprywatyzacji, na temat tego, jak wyglądała reprywatyzacja kamienicy przy ul. Nabielaka 9, o śledztwie w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej i postawie prezydent Warszawy, rozmawia Natalia Karcz-Kaczkowska.
We wtorek komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji zajmie się zwrotem nieruchomości przy ul. Nabielaka 9. Będzie Pani przesłuchiwana w tej sprawie. Czy dziś może Pani powiedzieć, że był to kolejny nieprawidłowy zwrot?
Jako świadek jestem wyłączona z prac rady, przez co nie mam dostępu do akt sprawy, dlatego nie wiem, jakie były tam nieprawidłowości. Jednak sam fakt, że w sprawę zamieszany jest Marek M. ze swoją świtą, oznacza, iż ten zwrot był dokonany dzięki niemu i jego układom. Kamienicę odzyskało kilku spadkobierców, których nikt nigdy nie widział na oczy. Chwilę po tym, jak odzyskali kamienicę, sprzedali roszczenia. Dla mnie świadczy to o tym, że już ich zamiar był nieuczciwy. Marek M. na samym początku miał tylko 0,01 proc. udziałów w tej nieruchomości, a potem nagle reszta spadkobierców zniknęła i pozostał tylko on. Za ile i jak kupił, tego nie wiem.
Nabielaka 9 to adres, który na mapie warszawskich zreprywatyzowanych kamienic ma pewną symbolikę. To kamienica, w której mieszkała Jolanta Brzeska.
Tak, dlatego jest szalenie ważne, żeby na tym przykładzie zobaczyć, jak to wszystko się odbywało. Bo to nie było normalne. Jola coś odkryła, ale nie wiem co. Podejrzewam, że właśnie dlatego zginęła. Już w 2009 r. prywatni detektywi mówili nam, abyśmy uważali na siebie, bo Marek M. ma powiązania z grupą mokotowską, z Wołominem i Pruszkowem.
Decyzję o zwrocie podpisał Mirosław Kochalski. Czy do niego macie pretensje?
Człowiek jest istotą omylną i każdy ma prawo się pomylić. Natomiast to się ciągnęło latami, a Jola była taką osobą, która nie siedziała potulnie w domu, tylko pukała do wszystkich drzwi z prośbą o pomoc. Była zawsze na radach miasta. Organizowała również spotkania okrągłego stołu lokatorskiego, w których uczestniczyli m.in. Jóźwiak i Bajko. Nikt wtedy jej nie pomógł.
Hanna Gronkiewicz-Waltz powtarza, że ona nic nie wiedziała o nieprawidłowościach, które działy się przy warszawskich reprywatyzacjach. Wierzy Pani w takie zapewnienia?
Nie było takiej możliwości, aby pani prezydent nie wiedziała o tym, jak wyglądają sprawy reprywatyzacji w stolicy. Wiedzieli o tym wszyscy, bo Jola pisała wszędzie, gdzie się dało – od ministra sprawiedliwości, przez prezydent Warszawy, po komendanta policji. Dla mnie oczywiste jest, że pani prezydent kłamie.
Co Pani czuła, gdy prokuratura w 2013 r. umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej?
Ja nie rozumiałam tej decyzji. W momencie gdy do Warszawy przyjechała ekipa z Instytutu Sehna, zapaliło się światełko w tunelu. To właśnie oni sporządzali portret psychologiczny sprawców. Z ich raportu wynikało przede wszystkim, że Jola nie mogła popełnić samobójstwa, a sprawcami były dwie lub trzy osoby o osobowościach psychopatycznych, które są związane z reprywatyzacją w Warszawie. Już bardziej wskazać osoby, które za tym stały, nie można było.
Śledztwo w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej zostało wznowione w 2016 r. Czy uważa Pani, że z ust prokuratorów poznamy prawdę o tej śmierci?
Uważam, że nie ma zbrodni doskonałej. Dobrze byłoby nie czekać na wyjaśnienie tej sprawy aż 20 lat, żeby archiwum X się tym zajęło, tylko może wcześniej znaleźć morderców. Śledztwo, które było wcześniej prowadzone, moim zdaniem było jednym wielkim skandalem, zacieraniem śladów. Starano się, aby nie było żadnych śladów, które mogłyby wskazać kogokolwiek.
Komisja weryfikacyjna bada sprawę zwrotu kamienicy przy ul. Nabielaka 9. Czy finał tej sprawy będzie podobny do tych związanych z nieruchomościami przy ul. Poznańskiej 14 czy Marszałkowskiej 43?
Uważam, że decyzja powinna być uchylona jako wadliwa, choćby z tego względu, że przyszła grupa, która znęcała się nad lokatorami. Wygoniła wszystkich, m.in. podnosząc czynsz i mocno uprzykrzając lokatorom codzienne życie.
A jak się Państwo czują, jako pokrzywdzeni w wyniku decyzji reprywatyzacyjnych, gdy słyszycie z ust Hanny Gronkiewicz-Waltz, że to ona jest ofiarą reprywatyzacji?
Najbardziej bolesne jest to, że nie powiedziała nawet słowa „przepraszam” i dalej brnie w to, że nic się nie stało, i winą obarcza pana Śledziewskiego. Twierdzi, że jak to się działo, to o niczym nie wiedziała, ale teraz wiedzą o tym wszyscy i też nie stać jej na to, żeby przeprosić.