Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Bioetyk dla Niezalezna.pl: „pigułka dzień po” to środek o podwójnym działaniu

W rozmowie z naszym portalem ksiądz doktor habilitowany Piotr Kieniewicz wskazał na fakt, że tak zwana pigułka dzień po to środek o podwójnym działaniu: antykoncepcyjnym i wczesnoporonnym. Mówiąc zaś o aborcji, ks. Kieniewicz dodał, iż działanie poszerzające jej legalność, jest po prostu sprzeczne z Konstytucją, a aborcja to zawsze zło.

pigułka "dzień po"
pigułka "dzień po"
Mettiche - Wikipedia

Sejm uchwalił ustawę zwiększającą dostępność tak zwanej „pigułki dzień po”: ma ona być wydawana bez recepty i już od piętnastego roku życia. Część członków koalicji rządowej, zwłaszcza z Trzeciej Drogi, twierdzi, że jest to pigułka antykoncepcyjna. Inni mówią, że jest to pigułka poronna, a więc już groźna dla płodu. Jak jest naprawdę?

Po pierwsze: musimy mieć świadomość tego, jak działa układ rozrodczy człowieka. I tak: jeżeli dochodzi do współżycia, plemniki pojawiają się w okolicach jajnika nawet w ciągu kilkunastu minut od współżycia. Czyli jeżeli doszło do owulacji przed współżyciem, to może dojść do poczęcia.

Po drugie: trzeba mieć świadomość tego, jak działają poszczególne preparaty. Jeżeli chodzi o tak zwaną „antykoncepcję awaryjną”, czy - jak niektórzy mówią - „antykoncepcję doraźną”, to w grę wchodzą dwa preparaty o różnym działaniu. Jeden to lewenogestrel - syntetyczny odpowiednik progesteronu, który mocno działa na przyblokowanie owulacji czy jej opóźnienie. Drugi zaś to uliprystal, który jest antagonistą progesteronu. Czyli upośledza działanie tego hormonu. W ten sposób silnie wpływając na proces implantacji zarodka. Oba wspomniane preparaty zresztą wpływają na proces implantacji. Ich działanie antykoncepcyjne też występuje, ale nie jest ono działaniem dominującym. W przypadku lewonogestrelu chodzi o działanie, które musi się zacząć na mniej więcej 36 godzin przed normalnie mającą mieć miejsce owulacją. Tylko bowiem wtedy wpłynie na ten proces.

Opóźni go. Jeżeli to „okno” jest mniejsze, to nie powstrzyma się owulacji. Ponieważ plemniki w organizmie kobiety są w stanie przetrwać nawet do pięciu, sześciu dni, wobec tego, o czym mówiłem, jest wysoce prawdopodobne to, że po współżyciu dojdzie do poczęcia. I wtedy działanie zarówno uliprystalu, jak i lewenogestrelu, opiera się na zablokowaniu czy uniemożliwieniu implantacji. Z punktu widzenia życia dziecka jest to działanie dla niego śmiertelne. Abortywne, jakkolwiek – rzeczywiście - nie dochodzi do ciąży w tym sensie, że jeżeli nie dojdzie do implantacji, to organizm kobiety nie będzie miał zaimplantowanego dziecka. A to dopiero konstytuuje ciążę, ponieważ ciąża jest stanem organizmu kobiety po skutecznej implantacji zarodka. Trzeba jednak pamiętać, że pomiędzy zapłodnieniem a rozpoczęciem procesu ciążowego mija trochę czasu: 5-10 dni, bo dziecko po poczęciu musi dotrzeć do macicy i musi się tam zagnieździć. Zatem wyciąganie wniosku, że skoro nie ma ciąży, to chodzi o antykoncepcję, jest manipulacją. To spór o terminy!

Jeżeli więc patrzymy na rzeczywistość z punktu widzenia dziecka, mając na względzie jego życie i jego dobro, to trzeba powiedzieć, że oba wspomniane przeze mnie preparaty - stosowane w antykoncepcji doraźnej - mogą opóźnić owulację i w ten sposób zapobiec poczęciu dziecka. Ale zasadniczy akcent skuteczności działania tych preparatów położono na uniemożliwieniu przetrwania dziecka, jeżeli dojdzie do poczęcia. W tym sensie trzeba uznać je za abortywne i jako takie, za niegodziwe w najwyższym stopniu.

Dodatkowego „smaczku” dodaje fakt, że jeden i drugi preparat nie są przebadane w wystarczającym stopniu na większej grupie bardzo młodych kobiet.

To znaczy kobiet poniżej osiemnastego roku życia, o czym lojalnie informują producenci obu preparatów. I dlatego udostępnienie ich jako środków bez recepty piętnastoletnim dziewczynom jest szalenie nieodpowiedzialne i groźne, tym bardziej, że środki zawierające uliprystal niedawno zostały wycofane z rynku europejskiego (chodzi o lek Esmya i preparaty generyczne stosowane w leczeniu mięśniaków macicy ze względu na swoją hepatotoksyczność, to znaczy niebezpieczny wpływ na działanie wątroby). A mówimy o preparatach, które zawierały znacznie mniejszą dawkę octanu uliprystalu (5mg) niż ta, którą posiada wspominany przez nas preparat przewidywany jako dostępny bez recepty (ellaOne zawiera 30 mg octanu uliprystalu).

Krótko mówiąc: rząd proponuje wprowadzenie na rynek w wolnym dostępie środków, które są: groźne dla zdrowia kobiety i zabójcze dla ewentualnie poczętego dziecka. A dodatkowo sprzyjają kształtowaniu się permisywnej obyczajowości społecznej poprzez promocję nieodpowiedzialnych zachowań w obszarze ludzkiej seksualności. I siłą rzeczy przekładają się na rozpanoszenie się chorób przenoszonych drogą płciową.

Nie ma racji medycznych, które by uzasadniały wprowadzenie tych preparatów na rynek. Jeżeli taka decyzja jest podejmowana, to z powodów innych niż medyczne.

Ale te preparaty i tak są na rynku! Tylko na razie przepisuje się je na receptę.

Rzeczywiście, są na receptę. A więc dostęp do nich jest trudniejszy. Niemniej ich stosowanie również teraz jest niegodziwe, dokładnie z tych samych powodów, o których wcześniej mówiłem. Ale jeżeli mamy wprowadzanie prawa, które ułatwia dostęp do czegoś tak złego, to jest to pomysł niedobry!

Wspomniał ksiądz, iż zasadniczy akcent skuteczności działania omawianych preparatów leży na uniemożliwieniu przetrwania dziecka, jeżeli tylko ono się pocznie. W takim razie czy nazwa „antykoncepcja awaryjna” nie jest przypadkiem myląca? Może lepiej mówić o „środkach „wczesnoaborcyjnych”? Bo chyba głównym ich celem jest zabicie dziecka w najwcześniejszym możliwym momencie!

Nie, nie. To są środki antykoncepcyjne, ale jednocześnie też wczesnoporonne. Mają więc podwójne działanie. I trzeba to widzieć. A oprócz tego są szkodliwe dla zdrowia. Zwłaszcza uliprystal.

Które zatem ich działanie przeważa: antykoncepcyjne czy aborcyjne?

Żadne z nich nie przeważa. Działanie antykoncepcyjne ma miejsce wyłącznie wtedy, gdy środek jest podany w odpowiedniej fazie cyklu kobiety. A jeżeli kobieta jest bezpośrednio tuż przed owulacją albo bezpośrednio po owulacji, to nie ma działania antykoncepcyjnego, tylko wczesnoporonne. Więc charakter danego środka jest uzależniony od momentu w cyklu płodności. Jednocześnie trzeba zauważyć, że osoby stosujące takie preparaty w ogóle się tym nie przejmują, a badanie kobiety pod kątem określenia momentów cyklu przy ewentualnym wypisywaniu recepty jest po prostu nierealne.

Jedynym sposobem, by określić, w której fazie cyklu kobieta się znajduje, jest obserwacja cyklu płodności przez nią samą. Ale akurat te kobiety, które dobrze znają swój cykl, zazwyczaj charakteryzują się dużą odpowiedzialnością w kwestiach zachowań seksualnych i nie podejrzewam, żeby sięgały po tego typu środki.

Druga sprawa to fakt, iż Lewica złożyła do Sejmu dwa projekty dotyczące aborcji. Jeden z nich stanowi „ustawa o bezpiecznym przerywaniu ciąży”. A w drugim chodzi o tak zwaną częściową depenalizację czynów związanych z terminacją ciąży. Jak by ksiądz skomentował te projekty?

Po pierwsze, trzeba wyraźnie powiedzieć, że termin „bezpieczna aborcja” jest manipulacją, odwracającą uwagę od zabijanego dziecka. Z jego punktu widzenia żadna aborcja nie jest bezpieczna. Jest rzeczą znamienną, że zwolennicy aborcji za wszelką cenę unikają używania terminów jasno określających naturę aborcji. Mówi się zatem o „zabiegu” czy o procedurze terminacji albo o zakończeniu ciąży, mimo iż w swej istocie to działanie oznacza spowodowanie śmierci nienarodzonego dziecka. 

Z punktu widzenia prawa działanie legalizujące aborcję czy poszerzające legalność aborcji jest sprzeczne z Konstytucją. Rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego jest tu jednoznaczne. Bez zmiany Konstytucji zatem tego projektu nie da się przeprowadzić.

Z moralnego punktu widzenia aborcja jest zawsze zła. Nie ma sytuacji, w której bezpośredni zamach na życie nienarodzonego dziecka byłby czynem godziwym.

Oczywiście są sytuacje, w których do śmierci dziecka może dojść jako do niechcianego, ubocznego skutku koniecznych działań terapeutycznych w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia matki. Dzieje się tak wtedy, kiedy terapia wykonywana na matce prowadzi do śmierci dziecka. Takie sytuacje mogą mieć miejsce i rzeczywiście zdarzają się. Ale one nie wypełniają kryteriów aborcji bezpośredniej (czyli takiej, gdzie śmierć dziecka jest chciana i oczekiwana jako cel, lub jako środek do celu), która to aborcja jest zawsze niegodziwa moralnie! I dlatego trudno oczekiwać, żeby człowiek, który widzi wartość ludzkiego życia, „przychylnym okiem” patrzył na pomysł Lewicy i go wspierał.

Co do depenalizacji aborcji, to tutaj zdania są podzielone. W narracji Lewicy argumentację często prowadzi się tak, jakby to kobiety ciężarne były karane więzieniem, czego w polskim prawie nie ma! Był kiedyś projekt, który przewidywał takie rozwiązanie, ale został wycofany. Karalność więc dotyczy tylko tych, którzy dokonują zabójstwa nienarodzonego dziecka. W moim przekonaniu każde zabójstwo jest czynem niegodziwym, powinno być społecznie potępiane i penalizowane, choć niekoniecznie zawsze poprzez więzienie. Szczególnie dotyczy to zabójstwa niewinnych, a takimi są nienarodzone dzieci. Trzeba pamiętać, że penalizacja przestępstw jest istotnym elementem ładu społecznego i ważnym czynnikiem wychowawczym.

Jeśli jednak parlament uchwali, że tej kary nie będzie, to cóż można zrobić? Parlament jest w stanie uchwalić bardzo wiele. I ma prawo, żeby określić, czy coś będzie karane czy nie.

Trudno jakoś jednoznacznie komentować sytuację, kiedy jedne zabójstwa są karane tak, a inne inaczej. Parlamentarzyści mają prawo tak ustalić. Nie ma przymusu ukarania przestępstwa, tym bardziej ukarania więzieniem. Przeciwnie: polskie prawo przewiduje, że są sytuacje, w których winny przestępstwa nie jest karany z jakiegoś powodu. Więc akurat tutaj to bym tak bardzo nie irytował się. Ważne jednak, by prawo nie dawało przyzwolenia na działania niegodziwe.

Uważam, że dzieci zabijać nie wolno! Takie jest stanowisko Kościoła, jakkolwiek sprawa ochrony życia nienarodzonych nie jest kwestią religijną, tylko ogólnoludzką: po prostu ludzi zabijać nie wolno. A jeżeli staramy się chronić każde życie, włącznie z życiem zwierząt i zachowywać się humanitarnie, to tym bardziej powinniśmy chronić ludzkie życie.

A jak obecnie wygląda sprzeciw Kościoła wobec planów rządu i Lewicy? Chodzi mi zarówno o Kościół hierarchiczny, jak i ten niehierarchiczny, który może – na przykład – urządzać demonstracje.

Jeżeli chodzi o demonstracje w kwestii obrony życia, to poczekałbym do 25 marca, na Światowy Dzień Życia. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało.

Przypuszczam, że możemy się wtedy spodziewać marszów w obronie życia i rodziny.

Natomiast stanowisko Kościoła hierarchicznego pozostaje niezmienne na wszystkich szczeblach. Praktycznie w każdej sytuacji, w której obecny papież wypowiada się w odniesieniu do aborcji, jednoznacznie mówi, że dzieci zabijać nie wolno.

A jeżeli chodzi o Polskę, to były ostatnio komunikaty polskich biskupów na temat in vitro, tabletki „dzień po” i aborcji. W tym oświadczenia Przewodniczącego Episkopatu Polski. Również Zespół Ekspertów Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski wydał swoje oświadczenia. Kościół cały czas walczy o życie!
 

 



Źródło: niezalezna.pl

Eryk Łażewski