- napisała pod wyjaśnieniami „Tygodnika Podhalańskiego” jedna z jego czytelniczek.Leżę i kwiczę. śledztwo dziennikarskie na miarę Pulitzera - wczoraj aferka, a w nocy weryfikacja informacji
- wyjaśnił Kędryna na 3neg.pl.Zadzwoniłem do redaktora Jureckiego, żeby mu wytłumaczyć, że „kiełbasa” jest pomidorem. Najpierw nie chciał wierzyć, później zaczął tłumaczyć, że sprawa jest bez znaczenia. Próbowałem mu wyjaśnić, że dla jednych nie ma, dla innych jednak znaczenie ma – zwłaszcza po lekturze komentarzy do tego nieszczęsnego postu. Odpowiedział, że komentarzy nie czyta i mnie to też sugeruje. Odpowiedziałem, że wygraliśmy wybory, bo pilnowaliśmy internetu. W znaczeniu: czytaliśmy komentarze i reagowaliśmy na nie. Na przykład prostując kłamstwa. Skończyliśmy rozmowę pozostając przy własnych zdaniach.
Napisałem prostującego tweeta. Informacja o „kiełbasie” powoli zaczęła rozchodzić się po portalach. Wtedy okazało się, że redaktor Jurecki mnie nagrał i postanowił fragment naszej rozmowy wrzucić do sieci. Drugi raz w życiu coś takiego mnie spotkało – pierwszy raz był, gdy zadzwoniło do mnie polonijne radio z Wielkiej Brytanii [według tamtejszych przepisów dziennikarz może nagrywać bez uprzedzenia i publikować później nagranie]. Cóż, gdybym tym razem wiedział, że i w jakim celu jestem nagrywany – mówiłbym może trochę bardziej składnie.
Trudno mi mieć jakieś specjalne pretensje o to nagrywanie – wszystkim powtarzam, że w czasach milionów smartfonów w każdej chwili ktoś może nasze zachowanie uwiecznić, zachowywać się więc należy porządnie.
Gdy później rozmawiałem z redaktorem Jureckim przyznał, że zawsze nagrywa rozmowy telefoniczne [to dla niektórych może być ważna informacja]. Obiecał zweryfikować kwestię menu. Ciekawe, czy zweryfikowana informacja rozejdzie się podobnie jak fejk.
Ktoś się może zastanawiać po co pisać tyle słów o „kiełbasie”. Ktoś, kto nie zauważył, że ten tekst jest jednak o prawdzie. Prawdzie w czasach postprawdy