Wielokrotnie z nim rozmawiałem, o jego sztuce, o podróżach. Był niezwykle sympatycznym rozmówcą, dystyngowanym dżentelmenem starej daty. Bywałem u niego w domu przy ulicy Śmiałej 39 na warszawskim Żoliborzu, gdzie zawsze towarzyszyła mu urocza żona – Pani Danuta. Byłem tam także w 2004 roku u boku prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, który w 10. rocznicę śmierci Kompozytora odsłaniał poświęconą Mu tablicę.
Witolda Lutosławskiego poznałem w domu mojego Wuja Stanisława Wisłockiego, gdzie dość często bywał w towarzystwie innych muzyków m.in. Tadeusza Bairda, Jana Ekiera, Kazimierza Serockiego czy legendarnej Nadii Boulanger.
W listopadzie 1990 roku po raz pierwszy odważyłem się poprosić Go o wywiad. Komponował wtedy cykl 9 pieśni Chantefleurs et Chantefables. Drzwi otworzyła Pani Danuta. Zapytała czy się czegoś napiję i posadziła mnie cichutko w salonie, w którym pracował Mistrz. Patrzyłem jak zapełnia kolejne kartki papieru, po czym je zgniata i rzuca obok siebie. Trwało to kilka minut zanim oderwał się od pracy i podszedł do mnie. A ja…. z pożądaniem patrzyłem na leżące na ziemi „śmieci” i miałem nieodpartą chęć włożyć te kartki do kieszeni. Jednak nie odważyłem się.
Rozmawialiśmy długo zanim włączyłem magnetofon i zacząłem nagranie. Był akurat po powrocie z Norwegii z którą związał dużą część swojego życia i gdzie nad rozległym fiordem położony był jego domek, w którym tworzył swoje arcydzieła.
Właśnie w 1990 roku sezon koncertowy w Oslo został zainaugurowany Jego muzyką, a także zorganizowano trzydniowy festiwal zwany „Lutosławski – dagene” (Dni Lutosławskiego), podczas którego publiczność mogła zobaczyć Mistrza także w roli dyrygenta. Wówczas Witold Lutosławski dyrygował swoją III Symfonią z 1983 roku. I o tym epizodzie opowiedział mi podczas naszej rozmowy, której fragment przytoczę Państwu w niedzielnej audycji. Rozmowa dotąd nie była nigdzie publikowana.