Do kolizji z udziałem Grodzkiej doszło w piątkowy wieczór tuż po godz. 21. Samochód posłanki otarł się o drugie auto. Posłanka Grodzka pojechała dalej, jakby nic się nie wydarzyło.
- Nie chciała się zatrzymać, mimo że dawałem jej znaki. Musiałem ją gonić i zatrzymałem dopiero na światłach - mówi "SE" pan Michał. Wezwana policja nie potrafiła na miejscu ocenić sytuacji, dlatego teraz sprawą ma zająć się sąd.