Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rząd Izraela zatwierdził porozumienie z palestyńskim Hamasem w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy oraz uwolnienia zakładników • • •

Magdalena Michalska w "GP" o rodzinnej polityce łatania

Młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci, bo ich na to nie stać. Babcie zamiast im pomagać, mają dłużej pracować. VAT na ubranka i buty dziecięce poszedł w górę.

Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci, bo ich na to nie stać. Babcie zamiast im pomagać, mają dłużej pracować. VAT na ubranka i buty dziecięce poszedł w górę. Taki jest obraz sytuacji rodziny w Polsce. – Chyba jeszcze nigdy państwo polskie nie miało tak poważnych osiągnięć w polityce prorodzinnej jak dzisiaj – uważa jednak prezydent Bronisław Komorowski.

Prezydent w czasie konferencji w Gdańsku wymienił wśród sukcesów obecnej władzy „kwestię rozwiązania w znacznej mierze problemów przedszkoli, urlopów rodzicielskich, ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny, ulgi w systemie podatkowym”. A na zamku w Gniewie przypomniał, że to w Kancelarii Prezydenta powstał pierwszy po 1989 r. program prorodzinny pt. „Dobry klimat dla rodziny”, na który składają się 44 rekomendacje adresowane do rządu, parlamentu, samorządów, organizacji pozarządowych i samych rodzin. – Znaczna część tych rekomendacji jest już w trakcie realizacji – mówił Komorowski. Stwierdził też, że w ostatnim roku urodziło się więcej Polaków, niż umarło.

Dr hab. Ryszard Bugaj, profesor nadzwyczajny w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN, pytany przez nas o ocenę polityki prorodzinnej w ostatnich latach, stwierdza, że jest średnio. – Nie da się ukryć, że pod wpływem presji wynikającej z kalendarza wyborczego kilka spraw postanowiono załatwić, mam tu na myśli m.in. sprawę urlopów rodzicielskich. Ulgi podatkowe były wprowadzone już za rządów PiS, teraz rozszerzona została grupa osób, które mogą z nich korzystać – tłumaczy. Dodaje jednak, że w kwestii niewystarczającej liczby żłobków czy przedszkoli działania doraźne temu rządowi nie pomogą, ponieważ to, że obecnie dla wielu dzieci brakuje miejsc w przedszkolach, to efekt wieloletnich zaniedbań. Bugaj zaznacza, że podstawowym problemem rządu PO–PSL, jeśli chodzi o politykę prorodzinną, jest brak wizji. – Owszem, coś usiłują robić. Tyle że są to działania pozbawione przewodniej myśli, nie wpisują się w spójny plan. Takie dorywcze działania, wykonywane w ogólnym chaosie, na dłuższą metę do niczego nie prowadzą – ocenia.

Rząd jedną ręką daje, drugą zabiera

Także posłanka PiS Małgorzata Sadurska mówi o incydentalności działań rządu PO–PSL. – W tej kampanii prezydenckiej słowa „polityka prorodzinna” w ustach Bronisława Komorowskiego i polityków PO słyszymy co chwilę, szkoda że prawie nie słyszeliśmy ich przez dwie kadencje pracy tego rządu. To właśnie na użytek kampanii wyborczej zapowiedziano wprowadzenie mechanizmu „złotówka za złotówkę”, zgodnie z którym nawet jeśli rodzina przekroczy o złotówkę kryterium uprawniające do pobierania zasiłku rodzinnego i dodatków, to nadal będzie otrzymywać świadczenie, tyle że pomniejszone o kwotę przekroczenia [wcześniej aby rodzina mogła skorzystać z zasiłku rodzinnego i dodatków, jej dochód nie mógł przekroczyć kwoty 2300 netto – przyp. red.], a Ministerstwo Pracy chce od 2016 r. przyznawać po urodzeniu dziecka roczny zasiłek w wysokości 1000 zł miesięcznie studentom, bezrobotnym, ale to takie łatanie i jak na razie tylko zapowiedzi – tłumaczy.

Posłanka wyjaśnia, że polityka prorodzinna to nie tylko decyzje o zasiłkach dla rodziców. Najważniejsze jest całościowe, systemowe spojrzenie na wszystko, co wpływa na kształt rodziny. – Należy więc zreformować cały system pomocy dla rodzin, począwszy od podniesienia progów dochodowych i wysokości świadczeń rodzinnych. Ponadto ten rząd ma na sumieniu takie grzechy jak podniesienie podatków, szczególnie VAT na ubranka i buty dziecięce. Owszem, to był wymóg UE, ale można było wykorzystywać rozmaite procedury, by wyższego VAT-u nie wprowadzić. Z jednej strony więc niby coś dają, z drugiej oszczędza się na dzieciach – podkreśla. Dodaje, że PO, nie wiadomo po co, zastąpiła dobry program „Rodzina na swoim” programem „Mieszkanie dla młodych”, który okazał się fiaskiem.

Sadurska podkreśla także, iż to, że państwo da pieniądze na dziecko najbiedniejszym obywatelom, załatwia bardzo niewiele. – Przede wszystkim młodzi ludzie muszą widzieć szanse na to, że po założeniu rodziny będą w stanie ją utrzymać. A tymczasem co mamy? Młodych ludzi zatrudnianych na umowach śmieciowych i ogromne bezrobocie.

Na złą sytuację rodziny wpływa także wydłużenie wieku emerytalnego. – Ci, którzy przed reformą emerytalną byliby już na emeryturze, blokują teraz miejsca pracy dla młodych. Ponadto przyczyniają się do zaniku „instytucji babci”, która dla młodych małżeństw była nieodzowną pomocą przy wychowaniu dzieci – kwituje posłanka.

Elbanowska: Polityka prorodzinna to budowanie zaufania rodzica do państwa

- Są trzy rodzaje kłamstwa: małe, duże i statystyka. W przypadku przedszkoli właśnie ze statystyką mamy do czynienia – mówi „Gazecie Polskiej” Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. Zaznacza, że sukcesy w sprawie przedszkoli, którymi tak chwali się państwo, to efekt tego, że starsze oddziały przedszkolne przeniesiono do szkół. – Takie pseudoprzedszkola bardzo często powstają przy szkołach czy wręcz zespołach szkół, gdzie po korytarzach biegają gimnazjaliści. A samo „przedszkole” często jest klasą, gdzie dzieci cztero- czy pięcioletnie siedzą w ławkach – relacjonuje Elbanowska. Bywa, że dzieci do takich placówek chodzą na zmiany, czyli np. czas ich przebywania w przedszkolu to godziny między 13 a 18. – A co pracujący rodzic ma zrobić z dzieckiem przed godz. 13? Właściwie gdyby nie to, że w 2011 r. wprowadzono obowiązek edukacyjny dla pięciolatków, czego nie ma w większości krajów europejskich, to dzieci mogłyby spokojnie zostać w domu. Ale mamy obowiązek i nawet to dziecko, które ma niepracującą babcię, musi codziennie odsiedzieć swoje, np. do godz. 18 – stwierdza. Dodaje, że patologie wynikają z faktu, iż samorządy nie uzyskują od państwa wsparcia finansowego na przedszkola. – Stąd też tendencja do likwidowania przedszkoli i przenoszenia oddziałów do szkół. Np. niedawno rodzice w Człuchowie musieli walczyć z pomysłem zlikwidowania jedynego publicznego przedszkola na tym terenie – opowiada.

Działaczka zaznacza także, że o tym, jaką politykę prorodzinną prowadzi państwo, najdobitniej świadczy wypchnięcie sześciolatków do szkół. – Taka polityka powinna opierać się na budowaniu zaufania między rodzicem a reprezentującymi system edukacji przedstawicielami władzy. Tymczasem politycy wprowadzają sztywny przymus szkolny, łamiąc siłą opór rodziców. Sami wysyłają swoje dzieci do szkół niepublicznych, jak minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska, albo wręcz za granicę, jak marszałek Radosław Sikorski. Reforma jest wprowadzana bez planu i pieniędzy. Szkół nie przygotowano na jej wdrożenie, a czas na wprowadzenie sześciolatków wybrano najgorszy z możliwych. Roczniki 2008 i 2009 są bardzo liczne – tłumaczy Elbanowska. I wyjaśnia, że w związku z tym, iż w pierwszych klasach znajdzie się w tym roku 650 tys. dzieci zamiast jak dotychczas 350 tys., dojdzie do organizacyjnej zapaści. – Na warszawskim Bemowie brakuje liter alfabetu, by nazywać pierwsze klasy – ilustruje skalę zjawiska.

Nasza rozmówczyni zaznacza, że wiele działań jest pozorowanych. – Darmowy podręcznik dla pierwszych klas? Brzmi wspaniale. Tyle że w efekcie książki dla pozostałych dzieci podrożały, bo wydawcy musieli to sobie jakoś odbić. Wyrobienie Karty Dużej Rodziny czy uzyskanie becikowego to droga przez mękę. Każdy świeżo upieczony rodzic musi np. udowodnić, że nie ma gospodarstwa rolnego. Pieniądze, które idą na urzędową obsługę wydawania świadczeń, można byłoby przeznaczyć na dzieci – podsumowuje.

Rodziny na Zachodzie

Poseł PO Michał Jaros, pytany o politykę prorodzinną, stwierdza, że do polskiego systemu edukacji wprowadzono bardzo dużo pozytywnych zmian. – Chociażby kwestia urlopów macierzyńskich, które ułatwiły życie wielu matkom, dając im możliwość decydowania, czy zostają z dzieckiem w domu pół roku czy rok. A co do argumentów, że przedszkola przy szkołach źle funkcjonują, to są one zwyczajnie głupie. Niedaleko mojego domu stoi kompleks zawierający przedszkole i szkołę, i to przedszkole naprawdę niczym się nie różni od innych – stwierdza polityk.

O tym, jak wspaniała jest polityka prorodzinna w Polsce, najlepiej świadczy liczba rodzin, które by żyć na przyzwoitym poziomie, uciekły na Zachód i nie chcą wracać. I to polityka rządu PO–PSL doprowadziła do tej fali emigracji – mówi politolog dr Jerzy Targalski. – Polskie dzieci rodzą się w Anglii. Proponuję politykom PO, żeby najpierw obejrzeli film „Tam, gdzie da się żyć” Magdaleny Piejko, a dopiero potem się wypowiadali – dodaje.

 



Źródło: Gazeta Polska

Magdalena Michalska