Szef resortu zdrowia ma prawo w nosie. Mimo że jest zobowiązany do przedstawienia skutków stosowania ustawy refundacyjnej, ani myśli to robić. Jak zwykle arogancko puszcza mimo uszu prośby i napomnienia płynące ze strony środowiska lekarskiego. Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL) Maciej Hamankiewicz wielokrotnie zwracał się do resortu o informacje. Arłukowicz i jego zastępcy po prostu unikają społecznej dyskusji na ten temat. Powód? Nowa ustawa refundacyjna uderzyła w pacjentów. Wielu z nich płaci więcej za terapię. – Zdrożało leczenie cukrzycy, odmy, astmy i padaczki. W nadczynności tarczycy nie ma żadnych leków refundowanych – mówi wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia poseł Czesław Hoc, lekarz endokrynolog. Zwraca uwagę, że od wejścia w życie znowelizowanej ustawy jeden z podstawowych specyfików w leczeniu nadczynności tarczycy zdrożał z kilku do 32 zł. Podkreśla, że w niektórych wypadkach pacjent musi brać nawet 12 tabletek dziennie.
Wzrost wydatków na leczenie ze strony pacjentów skutkuje oszczędnościami po stronie Ministerstwa Zdrowia. Od początku 2012 r., kiedy „reforma” refundacyjna weszła w życie, budżet zaoszczędził 3,1 mld zł. Zgodnie z zapisami ustawy pieniądze te miały zostać skierowane na finansowanie programów lekowych czy wprowadzanie nowych leków. Tymczasem resort zdrowia przeznaczył na ten cel zaledwie 900 mln zł. Dr Hamankiewicz pyta ministra: „Co się stało ze zgromadzonymi środkami w wysokości 2,2 mld zł?”.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama