Jak skomentowałby Pan nieobecność na sali sejmowej premiera Tuska i ministra spraw zagranicznych, gdy podejmowana była uchwała w sprawie solidarności z protestującymi na Ukrainie?
Można powiedzieć, że osoby naprawdę zaangażowane w tę sprawę powinny być tam obecne. Wrażenie było przecież takie, że wszystkie ugrupowania chcą, aby uchwała została przyjęta jako pewien ważny akt deklaracyjny.
Można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński, jadąc na Ukrainę, zostawił rząd daleko w tyle…
Zrobił tyle, ile mógł zrobić lider opozycji. Musimy patrzeć na to przez pryzmat konstytucji. Po pierwsze, mógł wspierać protestującą ukraińską opozycję i być z nią. Po drugie: mógł apelować do polskiego rządu i prezydenta, aby korzystali z kompetencji, jakie daje im konstytucja. Rada ministrów z prezesem Tuskiem prowadzi polską politykę zagraniczną i współdziała z prezydentem. To są dwa organy, które są uprawnione do prowadzenia polityki międzynarodowej. Stąd apel Jarosława Kaczyńśkiego, aby byli oni w Unii swoistymi ambasadorami Ukrainy i zmienili swoją dotychczasową politykę.
Pytanie tylko, czy rząd Donalda Tuska ma jakąś strategię pomocy Ukrainie, czy robi jedynie to, na co Putin mu pozwoli?
W sposób ewidentny Tusk unika takiego działania, które stałoby w sprzeczności z interesami rosyjskimi. Rosja rozgrywa swoje mocarstwowe strategiczne interesy, próbując na powrót zagarnąć Ukrainę w swoją strefę wpływów. Obiecuje więc jej miliardy, nie waha się. Nie tak jak minister Sikorski, który pisze na Twitterze, że nie warto pompować w skorumpowaną gospodarkę Ukrainy pieniędzy dla Janukowycza. Rosja się takimi bzdurami nie kieruje. Deklaruje pieniądze, bo wie, że w taki sposób zdobywa się wpływy i osiąga lepszą pozycję. Wie, że jest to w jej interesie i takie działania realizuje. Dlatego działania, które chcą popchnąć Ukrainę w stronę Unii Europejskiej, są z interesami Rosji po prostu sprzeczne. Wejście w sferę wpływów Zachodu – to stanięcie Rosji na drodze. Niestety, do tej pory polski rząd przyjmował wobec Rosji pozycję uniżoną.
Liczycie na zmianę takiego stanowiska Tuska?
Cały czas liczymy, że ta polityka ulegnie zmianie i będzie ona zgodna ze strategicznymi polskimi interesami. Ten interes to niedopuszczenie, aby Ukraina weszła w strefę wpływów rosyjskich. Stanowiłaby wówczas bufor oddzielający nas od Rosji.
Pojawiły się głosy, że prezes Kaczyński, przemawiając na Majdanie, nie zakwestionował tam obecności zwolenników UPA.
Trzeba prowadzić politykę prawdy historycznej, jasnego stawiania spraw, jak robił to prezydent Lech Kaczyński. Trzeba mówić o problemach między naszymi dwoma narodami, również tych tragicznych, jakich doświadczyliśmy. Przecież w związku z nimi jest w sercach ludzkich nadal wiele pretensji i gniewu. Ale poprzez brak zbliżenia naszych narodów ten gniew nigdy nie zostanie uśmierzony. Nie zniknie zwłaszcza wtedy, kiedy Ukrainę przejmie Putin.
Reklama