Historia dr. Jerzego Jarosza jest gotowym scenariuszem do kolejnego filmu „Układ zamknięty”. Ten ceniony lekarz, wysokiej klasy specjalista, wojewódzki konsultant w dziedzinie medycyny paliatywnej z jedenastoletnim stażem, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia, stał osobą niepożądaną, bo chciał wyjaśnić przyczyny śmierci 468 pacjentów.
Złożył zawiadomienie do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Podejrzewał, że ich śmierć może mieć związek z podawaniem zbyt wysokich dawek bardzo silnego leku o nazwie Transtec. Niestety prezes URPLWMiPB Grzegorz Cessak uznał, że instytucja, którą kieruje, nie jest „upoważniona do odegrania wiodącej roli w wyjaśnianiu tej sprawy”. Wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki stwierdził, że resort nie dysponuje dowodami, które potwierdzałyby podejrzenia lekarza.
Jedynym efektem działań Jarosza było to, że wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski (PO) zwolnił go z funkcji konsultanta w dziedzinie medycyny paliatywnej. Jako powód podał brak umiejętności współpracy.
Dr Jerzy Jarosz jednak się nie poddaje. – Jeżeli potwierdziłyby się moje podejrzenia, oznaczałoby to, że w Polsce chorzy każdego dnia narażeni są na konsekwencje przedawkowania leku opioidowego – wyjaśnia.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama