Na listach kandydatów do parlamentu roi się od dziwaków i osób kontrowersyjnych, jednak to właśnie wśród osób przedstawionych przez Koalicję Obywatelską brakuje jedynie baby z brodą i karła o trzech nogach, bo poza tym jest tam już wszystko, co można by nazwać ogrodem osobliwości - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
W gronie kandydatów KO do parlamentu stosunkowo najmniej zdziwienia budzi głoszący lewackie hasła, były, mocno stronniczy, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który w tym towarzystwie może uchodzić niemal za arbitra elegancji. Poza partyjną nomenklaturą i osobnikami typu Nitras, wśród otaczających Tuska postaci można znaleźć nie tylko osoby kontrowersyjne, ale także zaciągane tam w myśl reguły: byleby tylko nazwisko znane, to poglądy się już na chybcika dorobi. KO – jako flagowe przedsięwzięcie antypisu – zaciąga na swój pokład wszystkich, którzy mogą się wydać przydatni do zdobycia poparcia osób zarówno fanatycznych w dewocyjnym opluwaniu obecnej władzy, jak i nieświadomych, które zostaną zwabione znanymi nazwiskami.
KO wykonała nawet śmiały zabieg transplantacji w swoje trzewia „treści wiejskiej”. Właściwie od długiego czasu zastanawiałem się, jaki jest powód nachalnego promowania pseudochłopskiego działacza, lidera AgroUnii, Michała Kołodziejczaka. Kołodziejczak gdziekolwiek się ruszył, natychmiast towarzyszyła mu kamera TVN. Był promowany przez tę postkomunistyczną stację jak kiedyś detektyw Krzysztof Rutkowski. I dziś można śmiało powiedzieć, że Kołodziejczak tak reprezentuje wieś jak Rutkowski rzemiosło detektywistyczne. Zresztą – jak pamiętacie – stworzony przez TVN, były ZOMO-wiec Rutkowski, wylądował w końcu też w poselskim fotelu, a potem… w więziennej celi.
Kołodziejczak był tak nachalnie windowany przez TVN, że musiał tkwić w tym jakiś głębiej ukryty zamysł, no i wyszło szydło z worka: został przez Tuska zaproszony do grona kandydatów jego partii do parlamentu. Wystarczyło, że powydzierał się na przedstawicieli władzy i stworzył pozory tego, iż stoją za nim reprezentanci interesów producentów rolnych. Tymczasem Kołodziejczak tak reprezentuje wieś jak Klaudia Jachira kręgi intelektualne. Pani Jachira – znana ze zdradzających chyba psychiczne zaburzenia wystąpień publicznych – także bez przeszkód znalazła się na listach KO i zapewne doda partii dalszych psychiatrycznych barw, nagrywając swoje kolejne wystąpienia.
Okazuje się, że Tuskowe szeregi są otwarte nawet dla przybladłego już trenera narciarskiego Apoloniusza Tajnera, który ostatnio był znany bardziej dzięki swojej córce niż własnym dokonaniom. Zapewne Tuska kompletnie nie obchodzi, jaką wiedzę na temat państwa i polityki ma były trener Adama Małysza, grunt, że ma znane nazwisko i może – wśród mniej świadomych kibiców narciarstwa – zdobyć nieco głosów. W KO nikt nie zwraca uwagi na to, skąd mogą pochodzić głosy poparcia, Tusk postanowił rzucić wszystko co ma na szalę, aby pokonać PiS. W tym zwycięstwie mają mu pomóc nawet dawni, bezczelni, agenci komunistycznych służb bezpieczeństwa. Z miedzianym czołem wystartuje z list KO niejaki Bogusław Wołoszański, który ma za sobą dobrze opisaną karierę komunistycznego kapusia. Fakt ten zbył standardowym w brewiarzach tego środowiska stwierdzeniem: przecież nikomu nie szkodziłem. Wśród nowych przyjaciół Tuska znalazł się także były zastępca Urbana i putinowski lizus, biorący udział w posiedzeniach marnej pamięci „Klubu Wałdajskiego” – Andrzej Rozenek. Ten kandydat nawet nie kryje swojego uwielbienia dla ubeków, znany jest przecież z żarliwych tyrad na rzecz obrony esbeckich emerytur. Wołoszański i Rozenek będą prawdopodobnie sąsiadowali na listach z kiedyś arcykatolickim (przynajmniej w swoich kabotyńskich prezentacjach) Romanem Giertychem. Giertych zapewne z parlamentarnego immunitetu będzie chciał stworzyć sobie parawan przed śledztwami, które prokuratura toczy właśnie przeciwko niemu. Zresztą swoją kampanię poprowadzi raczej zdalnie, bowiem do chwili ewentualnego zdobycia immunitetu będzie pewnie przebywał w słonecznej Italii.
KO przytuliła oczywiście także ludzi, którzy mieli prokuratorskie zarzuty. Tu znakomitym przykładem jest – noszący w Darłowie wymowny pseudonim Tato – Stanisław Gawłowski. W jego przypadku, podobnie jak u Giertycha, będziemy obserwować paniczną pogoń za immunitetem. W drużynie rozpaczliwych łowców immunitetu zameldował się także bohater „afery kopertowej”, tryskający wodą sodową z czoła, marszałek senatu Tomasz Grodzki. Wśród aspirantów do parlamentu, którzy wystartują z list KO, jest też Sebastian Kościelnik. Tym razem nazwisko wiele wam nie powie, ponieważ największą „obywatelską” zasługą pana Kościelnika było uczestniczenie (słynnym seicento) w wypadku z udziałem samochodu, którym jechała premier Beata Szydło.
Na listach KO znajdziemy wiele innych osobliwości, takich jak choćby znana „reformatorka” polskiej ortografii pani Iwona Hartwich. Do ferajny KO dodajmy także Bartłomieja Sienkiewicza, który swoją kampanię w Krakowie rozpoczął od awantury w miejscowej kurii biskupiej.