Gazeta „Berliner Zeitung” skrytykowała politykę Polski wobec Rosji. Komentator nazwał politykę Warszawy nieodpowiedzialną i ryzykowną. Dał do zrozumienia, że powodem wojny jest polityka NATO, a za wzór do naśladowania stawia Polsce politykę Węgier wobec Kremla.
„Jeśli USA mogą polegać na kimś, kto działa jeszcze głośniej i bardziej nieodpowiedzialnie i prowadzi werbalne zbrojenia, to na Warszawie”
– stwierdził komentator „Berliner Zeitung” Jan Opielka.
Autor tej opinii przytacza w tym kontekście rozważania wśród polskich polityków o strącaniu rosyjskich rakiet, które będą leciały z zachodniej Ukrainy w kierunku naszego kraju. Komentator uważa, że w Polsce działa "harmonijny duet", czyli prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk, ponieważ obydwaj sięgają po ostre argumenty i słowa pod adresem Rosji. Zauważa miedzy innymi słowa Dudy o rosyjskim imperializmie i „żarłocznym rosyjskim potworze”. Komentator nie cytuje jednak gróźb kierowanych przez Kreml pod adresem Polski.
Opielka uważa też, że prezydent Duda "najwyraźniej chciał się przypodobać Amerykanom, gdy kilka miesięcy temu zaproponował podniesienie poziomu obowiązkowych wydatków na obronę w krajach NATO z dwóch do trzech procent PKB". Ten pomysł nie mógł spodobać się Niemcom, bo ci mieli problemy z dotarciem z wydatkami na obronność do podstawowych dwóch procent PKB, a i obecny projekt budżetu na ten cel przewiduje znaczące cięcia w porównaniu z pierwotnymi zapisami.
Autor przyznaje, że rozumie polski lęk przed Rosją i przypomina krótko historię konfliktów między Warszawą a Moskwą, stalinizm i stan wojenny z 1981 r.
Nie dziwi go też w tym kontekście, dlaczego Polska została przyjęta do NATO z "otwartymi ramionami". Przypomina również, że Warszawa jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainę była za tym, by tę ostatnią przyjąć do zachodnich struktur, także do NATO, widząc w tym umocnienie własnej suwerenności.
Według autora takie stanowisko pomija fakt, że suwerenność ma różne odcienie, a prawdziwie suwerenne są tylko światowe mocarstwa jak USA, Chiny czy Rosja.
„Nawet duże kraje UE będące pod parasolem ochronnym USA, są w zasadzie ograniczone w swojej suwerenności”
– pisze.
Poza tym, według komentatora, w Polsce nie docenia się historycznych, etnicznych i gospodarczych związków między Ukrainą a Rosją, które – jak zaznacza autor – są wiele bliższe niż między Polską a Rosją.
Niemiecka gazeta uważa, że w Polsce napaść Rosji na Ukrainę widzi się tylko z jednego punktu widzenia i tłumaczy się go wyłącznie imperializmem Moskwy. Opielka podpowiada również drugą narrację, zgodnie z którą powodem wojny jest natowska polityką rozszerzenia wpływów. Ta druga koncepcja jest w stu procentach zbieżna ze spojrzeniem Kremla na wojnę na Ukrainie.
W dużej mierze zapomina się, że Rosja, niechętnie i zgrzytając zębami, ale jednak zgodziła się na przystąpienie do NATO Polski i innych byłych krajów satelickich Związku Sowieckiego. To, że jako wzmocnione mocarstwo, z powodów militarnych, geostrategicznych, ekonomicznych jak i kulturowych, nie chciała i nie chce zaakceptować na swoich granicach wojsk NATO, odrzucane jest w Polsce jako niedozwolona polityka stref wpływów, jak gdyby rozszerzenie NATO nie było rozszerzeniem strefy wpływów USA, tudzież obozu zachodniego
– pisze Opielka.
Autor zaznacza, że bezpieczeństwo Polski zostało podkopane. I to niezależnie od zakończenia wojny Rosji z Ukrainą. Podkreśla też, że nie pomogą w tym Warszawie zbrojenia.
Co ciekawe, Opielka za wzrór do naśladowania stawia Warszawie rząd Victora Orbana. Zdaniem komentatora polska polityka obstaje przy kontynuowaniu wojny z niezliczonymi ofiarami i ryzykiem dalszej eskalacji.
To nie pierwszy artykuł w niemieckich mediach, tłumaczący Rosję z jej działań i ganiący Polskę, która, zdaniem wielu tamtejszych publicystów, ogarnięta jest falą antyrosyjskiej histerii. Narracja, jak na zamówienie strony rosyjskiej, była obecna długo przed wojną. Wówczas można było poczytać publicystykę, w której wprost mówiono o zrozumiałej strefie wpływów Rosji.